Raj dla prezesa

Drogi fleet managerze. Twój prezes zasługuje na komfortową limuzynę, dzięki której będzie mógł bezpiecznie dotrzeć do celu, mogąc po drodze zrelaksować się przed (po) stresującym spotkaniem biznesowym. Firma w dodatku powinna dbać o ekologiczny image. Aby spełnić te wymagania

Redakcja FlotyAutoBiznes mogła testować najbardziej ekskluzywną wersję Leksusa LS 600h L, udostępnioną przez Lexus Warszawa Wola. Trudno w jednym tekście opisać wszystkie zalety tego auta, które nie oczarować może chyba tylko bezdusznego wroga koncernu Toyoty. Ograniczę się więc do opisania wybranych pozytywów, co wcale nie jest zadaniem łatwym.

 

Prezes jako pasażer

Zacznijmy od tego, że miejsce prezesa nie jest wcale za kierownicą – dla niego przewidziano tylny fotel za siedzeniem przedniego pasażera. Na pewno nie będzie tam narzekał na nudę. Bo LS 600h L to parafrazując hasło jednego z klubów piłkarskich „więcej niż samochód”. Lexus stworzył pojazd, w którym biznesmen może się niemal całkowicie odprężyć, na przykład przy oglądaniu filmu na DVD lub słuchając ulubionej muzyki w słuchawkach. Przy okazji zostanie wymasowany. Co prawda przez maszynę, a nie piękną Azjatkę, ale to także jest bardzo przyjemne. Jeśli prezes lubi po drodze pracować, wyciąga specjalny stoliczek. Może także do towarzystwa zabrać kolegę, ale tylko jednego – Lexus to pojazd dla czterech osób. Nie zabraknie mu także przestrzeni. Sposób na jej zagospodarowanie to na przykład wysuwany podnóżek. Cały samochód to kwintesencja niemal perfekcyjnych wykończeń – głównie skórzanych i drewnianych.

Co auto prezesa ma pod maską? Dwa silniki – elektryczny (224 KM) i benzynowy (394 KM) dające łączną moc 445 KM (tak więc wartości nie sumują się). Co warte podkreślenia, automatyczna skrzynia biegów wcale nie ogranicza dynamiki pojazdu, mogącego rozpędzić się od 0 do 100 km/h w niewiele ponad 6 sekund. Hybrydowe rozwiązanie pozwala na jazdę bez silnika spalinowego przez trzy minuty.

 

Samochodowy Ronaldinho

Dźwięku silników niemal nie słyszymy, nawet przy dużych prędkościach. Mając takie auto niewielu zwraca uwagę na spalanie, jednak z dziennikarskiego obowiązku informuję, że tradycyjne 200 km A2 pokonałem z wynikiem 15,4 l/100 km. W mieście jadąc „normalnie” – 36 km – 14,4/100 km, ale już starając się sprostać ekologii – 12,1. Przy wspomnianej wyżej mocy 445 KM, to osiągi wręcz znakomite.

Kupując Lexusa LS 600h L można być też jednego pewnym: to auto niesamowicie bezpieczne. Nie będę przynudzał opisywaniem rozmaitych kontroli trakcji, umiejscowieniem poduszek powietrznych i innymi „ochroniarzami”. Dość stwierdzić, że testując ich działanie, tylko jazda z pogranicza rajdowej zmusi pojazd do ich uruchomienia. Lexus „trzyma drogę” niczym Ronaldinho w piłkarskim dryblingu.

Jest kilka rozwiązań, o których koniecznie muszę choćby napomknąć, by oddać konstruktorom co im należne. Zaawansowany system wykrywania przeszkód (Advanced Pre-Crash Safety System) rozpoznaje obiekt i wysokie prawdopodobieństwo dojścia do kolizji. Wówczas włącza sygnał dźwiękowy i wyświetla napis nakazujący rozpoczęcie hamowania. Inne udogodnienie to układ monitorujący pozycję kierowcy (Driver Monitoring System). Urządzenia śledzą ruchy głowy kierowcy, nawet nosa, czy oczu. Jeśli zauważy jakieś odchyłki od normy, automatycznie włącza się sygnał ostrzegawczy oraz zostaną uruchomione na krótko hamulce. Kolejna ciekawostka – dzięki czujnikowi radarowemu w tylnym zderzaku, w przypadku zderzenia wysuwają się automatycznie zagłówki przednich foteli. Minimalizuje to groźbę obrażeń kręgów szyjnych.

 

Po co kierowca?!
Dla mnie jednak najbardziej przydatne było korzystanie z aktywnego tempomatu, szczególnie na autostradzie. Wystarczy nastawić żądaną prędkość (np. 130 km/h), a pojazd sam będzie hamował, gdy zlokalizuje blisko wolniejszy pojazd, by później znów osiągnąć zaprogramowaną szybkość. Zresztą w mieście ta opcja również ciekawie działa, choć start spod świateł jest dosyć opóźniony.

Właśnie – kierowca, bo jego rolę tutaj jakoś cały czas pomijałem. On będzie narzekał… Narzekał na nudę. Jeśli tylko nabierze zaufania do samochodu, a można to zrobić niemal błyskawicznie, niekoniecznie wypróbowując go w trudnych sytuacjach niczym bliskiego przyjaciela. Wspomniałem wyżej o zaawansowanych systemach, więc o takich „drobiazgach” jak czujniki parkowania, świetny system audio, czy czterostrefowa klimatyzacja nie zamierzam wiele wspominać – megawysoki standard. Nawigacja w Leksusach jest jedną z najlepszych jeśli nie najlepszą, z montowanych seryjnie w samochodach. Co ważne i rzadkie, obsługę mnóstwa elektronicznych udogodnień można śmiało nazwać intuicyjną.

 

Blisko doskonałości

Nie mogę sobie podarować dorzucenia jeszcze kilku szczegółów. Przycisk hold pozwala nam nie przesuwanie automatycznej skrzyni biegów na „P” podczas stania na światłach, tylko sam zwalnia hamulec. Bagażnik zamykać można również za pomocą elektroniki. Jeździmy w różnych trybach – począwszy od „sportu” poprzez „comfort”, na „hybrid” i „pwr” skończywszy.

Jak samochód wygląda z zewnątrz, można zobaczyć na zdjęciach. W mojej opinii – piękna, reprezentatywna limuzyna, skupiająca na sobie uwagę, o czym mogłem się osobiście przekonać jeżdżąc po Poznaniu. I wcale nie miałem po stronie pasażera jakieś wystrzałowej blondynki…

Na zakończenie cena. Odpowiednia do jakości, czyli: 403 500-526 300 złotych brutto. To dużo, lecz w zamian otrzymujemy wszystkie zalety, o których wyżej wraz z ekologicznym image firmy i dystyngowanym pojazdem na długie i krótkie podróże. I jeszcze jedno. Testując auta zastanawiam się nieraz, czy istnieje samochód idealny? Oczywiście, że nie. Bo malkontenci powiedzą: „niewielki bagażnik” (choć dla hybryd to normalne), „zbyt mało schowków”(tu bym już dyskutował) i nie wiem co jeszcze. Jednak, jeśliby sporządzić listę aut zbliżonych do doskonałości Lexus 600h L musiałby znaleźć tam swoje miejsce.

Poleć ten artykuł:

Polecamy