Systemy chroniące bezpieczeństwo pracowników

Systemy chroniące bezpieczeństwo pracowników

Jeszcze kilkanaście, a nawet kilka lat temu szczytem bezpieczeństwa był samochód wyposażony w pasy bezpieczeństwa z samonapinaczami, poduszkę powietrzną i system ABS. Współczesne auta mają przynajmniej po kilka elektronicznych układów, czuwających nad ochroną pasażerów, mają...

Zacznijmy od chyba najbardziej znanego z często dopadających nas w ofertach skrótów. ABS (Anti-Lock Breaking System) jak większość pewnie wie, uniemożliwia blokowanie kół podczas nagłego hamowania, przez co maleje prawdopodobieństwo wpadnięcia samochodu w poślizg. Układ jest na tyle ważny, że stał się obowiązkowym wyposażeniem wszystkich aut produkowanych na rynek europejski. Tak więc jeśli sprzedawca już na początku reklamuje nam pojazd, jako „wspaniały”, bo posiada właśnie ABS, już wiemy: zaczyna „mydlić nam oczy”, bo jego obecność nie stanowi żadnego wyróżnika, a ewentualny brak musi oznaczać koniec rozmowy o zakupie danego produktu.

Awaria hamulców?

Tu krótka anegdota z życia wzięta. Zastosowanie ABS-u w samochodach powoduje nierzadko konieczność odebrania przez opiekuna aut służbowych telefonu od zaniepokojonego użytkownika. Niektórzy ludzie bowiem dotychczas w swojej przygodzie w roli kierowcy prowadzili starsze samochody i hałas przy hamowaniu odczytują jako awarię hamulców. Na pewno niejeden z Czytelników musiał tłumaczyć swojemu pracownikowi zasadność działania systemu, a pewnie niektórzy, „tak na wszelki wypadek” odesłali do serwisu, by sprawdził, czy to faktycznie był ABS, czy jednak jakaś usterka.

Coraz częściej ABS wspomagany jest przez EBD. – System EBD będący standardowym wyposażeniem na przykład w Hyundaiu i30 dobiera adekwatną siłę hamowania w zależności od występujących czynników. Jego działanie przydaje się najczęściej w razie gwałtowanego hamowania, bądź też wykonywania niebezpiecznego manewru na zakręcie – wyjaśnia Wojciech Kacperski, dyrektor sprzedaży Auto Club w Szczecinie.

Dopłacić za ESP

Inny „strażnik” czuwający nad bezpieczeństwem podróżujących to ESP, który już coraz częściej jest wyposażeniem standardowym w autach miejskich. Zresztą obecnie wszystkie samochody sprzedawane w Unii Europejskiej starające się o homologację muszą posiadać ten system, a prawdopodobnie od 2014 roku obowiązek ten będzie dotyczył każdego nowo wyprodukowanego egzemplarza.

– Elektroniczny System Stabilizacji Jazdy montowany standardowo na przykład w Suzuki Alto, mierzy wiele parametrów: prędkość obrotową kół, tor jazdy czy przechył auta. Kiedy samochód traci przyczepność, układ ESP dohamowuje poszczególne koła oraz dopasowuje pracę silnika w taki sposób, aby koła pozwoliły na skierowanie pojazdu we właściwą stronę. Efekt funkcjonowania systemu jest taki, że pojazd nawet na ostrych zakrętach przy dużej prędkości nie wypada z trasy i lepiej trzyma się drogi – mówi Żaneta Wolska-Marchewka, kierownik Suzuki Auto Club w Poznaniu.

O tym jak ważny jest to system, mieliśmy okazję przekonać się sami podczas różnego rodzaju testów. Naprawdę warto w niego zainwestować, bo przedstawiciele handlowi i menedżerowie raczej nie oszczędzają swoich pojazdów. Dlatego nawet jeśli jeszcze w wielu obecnie dystrybuowanych modelach ESP nie ma w standardzie, warto dopłacić 3000 czy 4000 zł.

Martwe pole

Elektronika pomaga także uniknąć zderzeń z pojazdami wyprzedzającymi nas lewym pasem. – W samochodach Volvo od pewnego czasu stosowany jest układ BLIS (Blind Spot Information System), który pomaga kierowcy wykryć pojazd znajdujący się w tak zwanym „martwym polu”. W obu zewnętrznych lusterkach zamontowane są cyfrowe kamery, wykonujące 25 zdjęć na sekundę. Porównując obrazy na zdjęciach, system potrafi rozpoznać, czy w monitorowanych po obu stronach samochodu strefach o długości 9,5 i szerokości 3 metrów pojawił się jakiś pojazd. System reaguje zarówno na samochody, jak i motocykle, tak przy świetle dziennym, jak i nocą – mówi Filip Wodziński, dyrektor sprzedaży Volvo Auto Bruno w Szczecinie.

Dodajmy, że podobne rozwiązania stosowane są w markach premium, a różnice typowo użytkowe dotyczą między innymi umiejscowienia i wielkości lampek sygnalizujących obecność pojazdu w martwym polu. Choć oczywiście zawsze warto przede wszystkim najpierw samemu ocenić sytuację, dobrze działający system pozwoli uniknąć wielu nieprzyjemnych zdarzeń na drodze i w autach zarządu powinien stanowić standard.

Ochrona w korku

Słynący z innowacyjnych rozwiązań w zakresie bezpieczeństwa koncern Volvo opracowało także City Safety. System zapobiega lub minimalizuje skutki ewentualnej kolizji. Jeśli radary zamontowane z przodu pojazdu odnotują szybkie zbliżanie się do samochodu jadącego przed nami i nie nastąpi odpowiednia reakcja ze strony kierowcy, pojazd sam uruchomi hamulce i zatrzyma auto. System działa przy prędkości do 30 km/h. Według najnowszych danych ze Szwecji, samochody flotowe, które zostały wyposażone w City Safety miały o 1/3 mniej kolizji niż te, które nie posiadały tego systemu. Szwedzki koncern zaczął już montować w swoich autach City Safety II generacji – ma on działać przy prędkości do 50 km/h.

Warto dodać, że podobne rozwiązanie można spotkać również choćby w typowo miejskim przedstawicielu segmentu A – Volkswagenie UP!-ie. Tutaj mieliśmy okazję przeprowadzić testy. Wniosek z nich jest jeden – jeśli kierowca odruchowo nie wciśnie sprzęgła i nie przekroczy prędkości 25 km/h, może śmiało liczyć na pomoc elektroniki.

Ciśnienie w oponach

Z kolei Mercedes-Benz, na przykład w modelu Klasy A poza asystentem układu hamulcowego BAS oraz systemem stabilizacji jazdy ESP, został wyposażony również w sygnalizację spadku ciśnienia w oponach. – System ten zwraca kierowcy odpowiednio wcześnie uwagę na niebezpieczny spadek ciśnienia w poszczególnych oponach, zmniejszając ryzyko wypadku. Poza tym monitoruje prędkości obrotowe kół i na podstawie ich zmiany potrafi rozpoznać znaczne straty ciśnienia. Ostrzeżenie wyświetlane jest na zintegrowanej tablicy wskaźników – informuje Klaudiusz Czerwiński, Dyrektor Sprzedaży Samochodów Osobowych w łódzkim Auto-Studio Mercedes-Benz.

Podobne rozwiązania można spotkać oczywiście w innych pojazdach. Odpowiednie ciśnienie w oponach ma również wpływ na wyniki spalania, tak więc oprócz spraw związanych z bezpieczeństwem to również inwestycja w ekonomię. Z drugiej strony akurat o ten aspekt kierowca może zadbać również samemu, więc ewentualna dopłata do tej opcji wcale nie musi być idealnym pomysłem w przypadku pojazdu firmowego.

Obniżyć spalanie

Coraz częściej systemy montowane w nowych samochodach mają również za zadanie zmniejszać zużycie paliwa. Wśród nich niezwykle popularny jest system Stop&Go zwany również Start&Stop. – System ten zamontowany chociażby w Mitsubishi ASX wyłącza silnik podczas postoju, na przykład przed światłami, przez co zmniejsza się zużycie paliwa i emisja CO2 do atmosfery. Jednostka jest ponownie uruchamiana natychmiast po wciśnięciu pedału sprzęgła. Co więcej, w Mitsubishi ASX na desce rozdzielczej został zamieszczony wskaźnik biegów, który podpowiada kierowcy, kiedy powinien zmienić bieg, aby jazda była ekonomiczna – mówi Wojciech Kacperski, dyrektor sprzedaży Auto Club w Szczecinie.

Oczywiście nie tylko marka spod znaku Trzech Diamentów ma podobne rozwiązania. Można je spotkać zarówno w luksusowych Audi, kombivanie Fiacie Doblo jak i w kompaktowym cee’dzie spod znaku Kia. Nasza redakcja testowała niejeden pojazd z tym systemem i trzeba przyznać, że wrażenia były różne. Jeśli ktoś wykonuje krótkie jazdy, korzystanie ze Start&Stop nie ma większego sensu. Jednak stojąc dłużej w korku, z ekonomicznego punktu widzenia bardzo przyjemnie obserwować wskazania średniego spalania wyświetlane na komputerze pokładowym, które nie rosną. Pod tym względem przekonaliśmy się do tej innowacji, nawet jeśli kogoś z początku razi brak dźwięku silnika. Wciąż jednak pozostaje aktualna groźba szybszego zużywania się niektórych elementów pojazdu. Choć być może to nie będzie aż taki istotne z punktu widzenia flotowca, bo jest szansa, że z tym problemem będzie się zmagał dopiero kolejny nabywca samochodu.

Auto rozpoznaje znaki

Podobne rozwiązanie znalazło się także w nowym modelu Forda Focusa. Jednak to nie jedyny układ w tym modelu, który ułatwia poruszanie się nim. – Focus wyposażony jest w system rozpoznawania znaków drogowych (TSR) oraz regulowany układ ograniczenia prędkości, co może zapobiec płaceniu mandatów. Pierwszy z nich automatycznie odczytuje standardowe znaki drogowe z ograniczeniem prędkości i pokazuje informację o nich na wyświetlaczu deski rozdzielczej. Drugi natomiast stanowi uzupełnienie tempomatu i pozwala uniknąć nieumyślnego rozpędzenia samochodu powyżej określonej prędkości. Korzystając ze znajdujących się na kierownicy przycisków, można zaprogramować maksymalną prędkość pojazdu w zakresie między 30 a 180 km/h. Układ sterowania pracą silnika uniemożliwia przyspieszanie powyżej wybranej prędkości – wyjaśnia Przemysław Bukowski, kierownik sprzedaży flotowej Ford Bemo Motors w Poznaniu.

Podobne rozwiązanie funkcjonuje również chociażby w Oplach. Jednak informacje o ograniczeniach prędkości i alarm w razie jej przekroczenia znajdziemy także w niejednej nawigacji. Pokazuje ona również oczywiście odwzorowanie drogi, co oprócz dobrej orientacji pozwalana na przygotowanie się do wielu manewrów w mieście i podczas jazdy po górskich drogach. Koszt nabycia przenośnego sprzętu przy znalezieniu dobrej oferty nie powinien przekroczyć 1000 złotych, a dla bardziej wymagających 1500 złotych. W żadnym razie nie polecamy kupowania nawigacji fabrycznej, gdyż cena znacznie przewyższa jakość. I argument, że samochód „ładniej w środku wygląda” z tego typu koncernowym udogodnieniem z punktu widzenia użyteczności i ekonomii nie przekonuje nas.

To, że niektóre superszybkie pojazdy mają wbudowane fabryczne ograniczenie prędkości, np. 250 km/h nikogo pewnie nie dziwi. Ale przykładowo w Fordzie Transicie możemy wykupić wersję, która nie pozwala przekraczać prędkości o ponad połowę większej. Może się wydawać to nieco niebezpieczne jeśli chodzi o wyprzedzanie, ale z drugiej strony przecież tylko na autostradach przepisy pozwalają poruszać się więcej niż 120 km/h.

Kierowco, obudź się!

Aby kierowca nie zasnął za kierownicą stosowane są systemy „budzące” kierowcę jeśli zacznie nieoczekiwanie zjeżdżać ze swojego pasa bez włączenia kierunkowskazu (znajdziemy go np. w Citroënie C5). Informacja taka jest przekazywana niekiedy za pomocą wibracji kierownicy a w innych modelach dźwiękowo. W Polsce nie na każdej drodze można wypróbować jej działanie, aczkolwiek na drogach krajowych i autostradach – co sami testowaliśmy – na pewno się sprawdzi.

Tempomat za dopłatą można spotkać nawet w samochodach kompaktowych. Nie wszyscy jeszcze doceniają jego znaczenie, ale wystarczy ustawić sobie na autostradzie prędkość 110, 120 km/h i zaobserwować, że spalanie pojazdu będzie znacznie niższe niż sterując nim manualnie. Poza tym będąc w trasie i przejeżdżając przez obszar zabudowany ze stałą prędkością 50 km/h mamy niemal gwarancję nie otrzymania mandatu. No chyba że znaki pokazywały jeszcze większe ograniczenie, ale przecież kierować należy z otwartymi oczami.

Idealnym rozwiązaniem dla aut menedżerskich czy prezesowskich, w które warto zainwestować, są różnego rodzaju aktywne tempomaty, stosowane choćby w Audi czy Leksusie. Nawet jeśli ustawimy sobie prędkość na poziomie przykładowo 120 km/h, z tego rodzaju udogodnieniami samochód sam przyhamuje przed wolniej jadącym pojazdem (w niektórych modelach nawet do 0 km/h), a potem znów samodzielnie przyspieszy do żadanej prędkości. Kupując samochód z tempomatem trzeba jednak zwrócić uwagę na jego ograniczenia. Niektóre systemy bowiem zaczynają działać dopiero od 30 czy 50 km/h. Poza tym ich nienajlepsze umiejscowienie w pojazdach powoduje niekiedy konieczność oderwania rąk od prawidłowej pozycji na kierownicy.

Bagażniku otwórz się!

Kolejną grupą systemów są te, które mają za zadanie ułatwiać kierowcy i pasażerom obsługę pojazdu. Jednym z nich jest coraz popularniejszy system Key Free, który umożliwia otwarcie oraz uruchomienie samochodu bez użycia kluczka. Wystarczy, że ten znajduje się w pobliżu auta, na przykład w kieszeni lub torebce. – Z Key Free w Fordzie Kuga współpracuje również system Easy Open, który ułatwia dostęp do przestrzeni bagażowej. Jest to przydatne zwłaszcza w sytuacji, kiedy ręce mamy zajęte pakunkami. Czujniki zamontowane w tylnym zderzaku reaguje na ruch i automatycznie otwiera klapę bagażnika – mówi Przemysław Bukowski.

Podobne rozwiązanie stosowane jest zresztą na przykład w niektórych Volkswagenach. Niosąc kartony czy zakupy wystarczy tylko wykonać ruch nogą przed bagażnikiem by ten sam się otworzył.

Asystent parkowania

W zatłoczonym mieście przydają się również systemy ułatwiające parkowanie. – Mercedes Klasy A wyposażony jest w aktywnego asystenta parkowania. Jeżeli prędkość jest mniejsza niż 30 km/h, system sygnalizuje znalezienie wolnego miejsca literą „P” i strzałką kierunkową na wyświetlaczu zintegrowanej tablicy wskaźników. W momencie, kiedy kierowca włączy bieg wsteczny i potwierdzi propozycję do zaparkowania, asystent wykona manewr parkowania samodzielnie. Co istotne, kierowca może w każdej chwili dokonać ingerencji w manewr parkowania i poprawić go samodzielnie – wyjaśnia Klaudiusz Czerwiński z łódzkiego Auto-Studio Mercedes-Benz.

Również pojazdy innych marek (chociażby tych z Grupy Volkswagena) pozwalają na takie manewry. Należy jednak pamiętać, że w niektórych modelach automatyczne parkowanie jest nieco ograniczone, gdy pojazd ma do pokonania wysoki krawężnik.

Zaawansowaną technologię ułatwiającą parkowanie zastosował również Nissan w bardzo popularnym modelu Qashqai. – System Around View Monitor – kamera 360 stopni zapewnienia znacznie lepszą widoczność otoczenia wokół pojazdu. Pozwala on uzyskać widok pojazdu i jego otoczenia „z lotu ptaka” dzięki połączeniu obrazu z czterech szerokokątnych kamer wysokiej rozdzielczości umieszczonych z przodu, z tyłu oraz po bokach pojazdu – mówi Artur Kubiak, kierownik Nissan Auto Club w Poznaniu.

Czujniki dźwiękowe

Kamery parkowania są szczególnie przydatne w przypadku aut dostawczych. Testowaliśmy na przykład Mercedesa Sprintera, którym mogliśmy, opierając się na wskazaniach obrazu, zaparkować z dokładnością niemal co do centymetra. Warto jednak dodać, że tego typu rozwiązania coraz częściej zostają zastosowane również w pojazdach segmentów kompaktowych.

Naturalnie w autach dla przedstawicieli handlowych doskonałe rozwiązanie stanowią zwykłe, dźwiękowe czujniki parkowania, które znacznie zmniejszają prawdopodobieństwo uderzenia w inny pojazd. Najczęściej wystarczy wyposażyć w to rozwiązanie tylną część pojazdu. Uwaga – nie we wszystkich samochodach (przykład Fiat Linea) można dezaktywować samodzielnie ich działania. Poza tym w części testowanych pojazdów czujniki były zbyt czułe i alarmowały sygnałem ciągłym nawet, jeśli od przeszkody dzieliło nas kilkadziesiąt centymetrów. Warto o tym pamiętać podczas wyboru danego modelu do firmy.

Kierowca i tak najważniejszy

Mimo że samochody w coraz większym stopniu czuwają nad naszym bezpieczeństwem i wygodą, to jednak bezpieczna podróż zależy przede wszystkim od nas i naszej rozwagi. Przekazując kierowcy samochód z różnego rodzaju systemami warto zaznaczyć jedną kwestię. Ich działanie może być ograniczone, między innymi przez warunki atmosferyczne (deszcz, śnieg) lub różnego rodzaju awarie.

Jeżeli jednak dojdzie już do wypadku, to niektóre samochody także w takiej sytuacji dbają o bezpieczeństwo pasażerów i kierowcy. – Żeby zmniejszyć szkody powypadkowe i ułatwić ratowanie pasażerów, w zależności od rodzaju wypadku i siły uderzenia mogą zadziałać różne mechanizmy. Jeśli uderzenie było bardzo silne, wówczas silnik pojazdu automatycznie się wyłącza, dopływ paliwa zostaje przerwany, a zamki w drzwiach automatycznie się odblokowują. Samoczynnie włączają się również światła awaryjne oraz awaryjne oświetlenie wnętrza, aby zapobiec zdarzeniom powypadkowym, a także ułatwić znalezienie pojazdu – wyjaśnia Klaudiusz Czerwiński.

fot. Opel

Poleć ten artykuł:

Polecamy