Konferencje TSL a wiedza przewoźników
W ostatnim czasie odbywają się coraz liczniejsze seminaria i konferencje o tematyce TSL. Przeważają oczywiście tematy związane z nowinkami technicznymi, rozwiązaniami IT dla transportu lub też nowościami, np. o systemie elektronicznej opłaty drogowej, czy z prawem przewozowym i...
Czy przez 20 minut prelekcji da się jednak przekazać to, co tak naprawdę interesuje przewoźników?
Z opinii i obserwacji własnych wnoszę, że niestety nie. Dlaczego? Choć na konferencjach dominuje dość ważna tematyka, zagadnienia są jedynie sygnalizowane i omawiane „po łebkach”. I może warto zastanowić się, czy taka formuła wnosi coś w rynek TSL, czy jest jedynie okazją do promowania się sponsorów.
Nasze doświadczenia z obszaru zarządzania ryzykiem, szkód i roszczeń transportowych wyraźnie wskazują, że wiedza w branży TSL jest gorzej niż mizerna. Można zaryzykować stwierdzenie, że spora część uczestników życia TSL to „abnegaci umysłowi” i to nie ze względu na brak zainteresowania problematyką, ale na brak możliwości jej przyswojenia i zrozumienia. Skoro więc nikt im tego nie wykłada jak przysłowiowej krowie, nie mają najmniejszej szansy, aby świadomie decydować o swoim losie. W tym aspekcie dochodzi tutaj do samoistnego pozaprawnego ubezwłasnowolnienia się tych osób. I jest to groźne z tego powodu, że owo samoistne pozaprawne ubezwłasnowolnienie nie ma nic wspólnego z prawną instytucją ubezwłasnowolnienia, albowiem te osoby ponoszą prawną odpowiedzialność za swoją winę, działanie lub zaniechanie działania. Z czym zaś to się wiąże wie każdy zdrowo myślący człowiek – z zobowiązaniem do odszkodowania lub zapłacenia kary w przypadku szkody lub zaniedbań powstałych wskutek powyższych przesłanek. Wynika to z jednego z podstawowych źródeł polskiego prawa, jakim jest ustawa Kodeks Cywilny, który w art. 415 wyraźnie przestrzega, że „Kto z winy swej wyrządził drugiemu szkodę, obowiązany jest do jej naprawienia”. A w obszarze TSL zastosowanie ma nie tylko kodeks cywilny, a cała masa aktów prawnych normujących zasady prowadzenia określonych działalności.
I choć nie można powiedzieć, że przewoźnikom nie jest podawana jakakolwiek wiedza, bo w końcu przekazuje się im, że za uszkodzenie lub utratę towaru, za przewóz kabotażowy w Niemczech bez wymaganych dokumentów lub polisy OCP, za przeładowanie naczepy, nie przestrzeganie czasu pracy, itp. mogą zapłacić z własnej kieszeni odszkodowanie, mandat lub karę, tak naprawdę nie mają oni zielonego pojęcia o tym, co o tym decyduje i jak skutecznie ustrzec się przed niechcianymi kosztami. I w wielu przypadkach nawet nie można powiedzieć, że przewoźnik jest już mądry po szkodzie, gdyż pomimo, że samo pokrycie szkody, mandatu lub kary jest dla niego bolesne, niczego to przewoźnika nie uczy.
Czy przewoźnikom potrzebna jest wiedza?
W XVI wieku Piotr Skarga, nawiązując do słów Jakuba Apostoła “Jeśli kto z was potrzebuje mądrości, niech jej prosi od Pana Boga, który wszytkim hojnie daje, a nie wymawia, a będzie mu dana”, pisał w „Kazaniach sejmowych”:
„Mądrości wszędzie potrzeba. Dziwno być może, dlaczego tak mówi ten ś. Apostoł: “Jeśli kto z was mądrości potrzebuje”. I któż jej nie potrzebuje? Izali co dobrego kto bez niej począć i sprawić może?”.
I słusznie Piotr Skarga podnosił, że bez mądrości nic począć i sprawić nie można. I choć tekst został opublikowany w 1597 roku, dziwi fakt, iż dziś w naszym kraju bardzo powszechne jest powiedzenie „Mądry Polak po szkodzie”. Można by rzecz, że skoro Polak mądry dopiero po szkodzie, kazania Piotra Skargi nic Polakom nie dały.
Jak więc podawać przewoźnikom wiedzę?
Na pewno szczegółowo, na pewno wytrwale i najlepiej przez casy. Niestety taka forma wymaga zmiany formuły i zaangażowania samych przewoźników, również finansowego.
Jak obserwuję, przewoźnicy chętniej uczestniczą w bezpłatnych szkoleniach, wykładach, czy konferencjach. Dla nich jest to też okazja do spotkania się ze znajomymi, być może załatwienia swoich spraw, czy trywialnego zaprezentowania się. Pamiętam takie mitingi z początku wieku, organizowane przez zrzeszenie, lokalne stowarzyszenia przewoźników lub producentów ciężkich aut, gdy po przyjeździe wzrok przykuwał parking zastawiony samochodami typu „zastaw się a postaw się”, a głównymi atrakcjami były hostessy, grill i ogródki z piwem i z jakąkolwiek edukacją nie miało to nic wspólnego. Ale seminarium, czy konferencja z samej nazwy to nie rozrywkowy miting, tylko impreza edukacyjna. Formuła zdecydowanie inna, ale i obecnie promocja jest dość zauważalnym, jak nie jednym z główniejszych elementów tego typu imprez.
Nasze obserwacje potwierdzają prezentowaną w literaturze teorię, że skoro wiedza nie kosztuje, mało kto ją przyswaja. Jak wynika z rozmów z przewoźnikami lub spedytorami, zdecydowanie więcej wynoszą oni z obowiązkowych i płatnych szkoleń. Skoro więc wiedza opłacona bardziej się przyjmuje, może warto pomyśleć o organizowaniu płatnych dwu, trzydniowych warsztatów, za które zapłacą uczestnicy. Moim zdaniem nie wyklucza to promowania się prelegentów, czy firm sponsorujących, ale głównym celem takich szkoleń powinno być przekazanie wiedzy merytorycznej. Ważnym elementem takich szkoleń jest niestety wiedza praktyczna, stąd też ważne jest co, jak i przez kogo będzie przewoźnikom podawane. Każdy uczestnik ma swobodny i nieograniczony dostęp do wiedzy ogólną, choćby za pomocą Internetu i tylko pod tym warunkiem organizowanie takich przedsięwzięć ma sens.
Według mnie potrzeba edukacji jest wielka, idea szczytna, tylko nie ma tego kogoś, kto zainteresuje się tym i przyjmie na siebie ciężar organizowania takich akcji, czy takich przedsięwzięć. Póki co brać transportowa musi więc poradzić sobie sama i każdy we własnym zakresie musi zaopatrzyć się w odpowiednią wiedzę i wsparcie fachowców oraz działać według własnego uznania. Ale niejednokrotnie owo działanie kończy się uznaniem, ale roszczenia, kary, czy mandatu – a raczej powinno być odwrotnie.