Fałszywe zezwolenia ze Wschodu

Fałszywe zezwolenia ze Wschodu

Rosjanie znów rzucają kłody pod nogi, a raczej koła ciężarówek, którymi polscy przewoźnicy drogowi transportują towary z Polski do Rosji. Największy problem dotknął przewożących towary wyprodukowane w położonych w Polsce fabrykach zagranicznych producentów, a jest ich wiele. Tym...

Na początku bieżącego roku Rosjanie zaczęli w niezrozumiały i niespotykany dotychczas sposób interpretować prawo dotyczące międzynarodowych przewozów towarów. Polegało to na tym, że uznali, iż transport do Rosji towarów wyprodukowanych w znajdujących się w Polsce fabrykach zagranicznych firm, wymaga posiadania przez polskich przewoźników zezwoleń przewozowych na transport Rosja – kraje trzecie, czyli takich jak na towary przewożone przez polskich transportowców spoza Polski do Rosji. Ich liczba jest bardzo ograniczona w porównaniu do zezwoleń Polska-Rosja, bo wynosi zaledwie ponad 20 tys. sztuk, gdy tymczasem zezwoleń Polska-Rosja zostało wydanych na 2012 r. 125 tys.

Wysokie kary

Problem dotyczy np. wyrobów wytwarzanych w polskich fabrykach IKEA, Volkswagen,  czy wielu innych znanych, zagranicznych marek, produkujących nad Wisłą. Dodatkowo władze rosyjskie podniosły kary za przejazd transportowy przez ten kraj bez zezwolenia.

2 kwietnia 2012 r. prezydent Federacji Rosyjskiej Dimitri Miedwiediew podpisał ustawę zmieniającą sankcje za naruszenia zasad wykonywania międzynarodowych przewozów drogowych na terytorium Rosji.

Zmiany weszły w życie z dniem 2 maja. Zgodnie z nimi za przewóz drogowy wykonywany bez odpowiedniego zezwolenia organy kontroli będą nakładać kary pieniężne w wysokości stanowiącej równowartość kwoty:

• do 50 tys. zł na zagranicznego przedsiębiorcę,

• do 5 tys. zł na osobę odpowiadającą za organizację przewozu w przedsiębiorstwie,

• do 500 zł dla kierowcy.

Na stronie internetowej Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Transportu Drogowego, czytamy, że „wysokość tych kar budzi kontrowersje, w szczególności ze względu na praktyki rosyjskich służb kontrolnych, które w sposób niezgodny z konwencją CMR klasyfikują część przewozów dwustronnych jako przewozy z krajów trzecich. Wydaje się, że wprowadzenie tych kar (czytamy dalej na stronie OZPTD) odbije się w sposób bardzo negatywny na polsko-rosyjskiej współpracy w dziedzinie międzynarodowego transportu drogowego i nie przejdzie bez echa w środowisku polskich przewoźników drogowych”. Tak też się stało.

Skrupulatne kontrole Rosjan

Jeżeli nasi przewoźnicy są dla Rosjan tak uciążliwi, że zaczęli nakładać na nich tak horrendalne kary, kierownictwo Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego postanowiło  w dalszym ciągu skrupulatnie sprawdzać, czy czasem rosyjscy przewoźnicy nie łamią prawa.

– Koncentrujemy nasze działania m.in. na jedynym naszym przejściu granicznym ze wschodnimi sąsiadami, na którym nie może się odbywać kontrola celna. Jest to wewnątrzunijne przejście między Polską i Litwą w Budzisku, ale tak naprawdę nie ma tam formalnie przejścia granicznego. Granica – jak między wszystkimi sygnatariuszami układu z Schengen – jest otwarta, dlatego właśnie kontrola celna tam się nie odbywa. Litwini nie mogą kontrolować na swoim terytorium polskich zezwoleń. Poza tym nie leży to w ich interesie, ale w polskim interesie – jak najbardziej – wyjaśnia Mirosław Maksimiuk, Zastępca Głównego Inspektora Transportu Drogowego.

W Budzisku nie istnieje infrastruktura przejścia granicznego. Nie było możliwości zorganizowania placówki zajmującej się kontrolą.

– Gdy zaczęliśmy mieć „nóż na gardle”, należało podjąć konkretne decyzje. Mówiąc „my” mam na myśli nie tylko naszych przewoźników drogowych, ale całą naszą gospodarkę. Mogłoby dojść do takiej sytuacji, że – zgodnie z rosyjską interpretacją – owe 20 tys. zezwoleń „Rosja-kraje trzecie” zostałoby wykorzystane błyskawicznie przez naszych przewoźników, a przez resztę czasu nie można byłoby przewozić na mocy tych dokumentów, bo zabrakłoby ich. W efekcie produkty wytworzone w Polsce przez zagranicznego producenta nie mogłyby wyjechać do Rosji. Przestałyby pracować polskie fabryki, zwalniano by ludzi. Istnieje jednak jeszcze jedna opcja, o której zaistnienie zapewne Rosjanom chodzi – produkty te wyjeżdżałyby z Polski, ale tylko transportem rosyjskim. To oznaczałoby bankructwo wielu polskich firm przewozowych, co również miałoby przełożenie na wzrost bezrobocia – mówi Mirosław Maksimiuk.

Pod pretekstem szkoleń

Na niedawnym spotkaniu u Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej  Sławomira Nowaka, umożliwiono na przejściu granicznym w Budzisku prowadzenie stałej – 24-godzinnej – kontroli samochodowego ruchu towarowego.

– Wcześniej organizowaliśmy tego typu akcje, ale pod szyldem np. szkoleń. Nie można było robić tego otwarcie, ze względu na unormowania administracyjne. Wojewódzkie Inspektoraty Transportu Drogowego działają dotychczas w ramach tzw. administracji zespolonej, co oznacza, że podlegają wojewodom. Ich pracownicy mogą więc działać tylko na terenie swojego województwa. Nie można ich przemieszczać do innych województw. My, jako GITD, prowadzimy nad WITD tylko nadzór merytoryczny, bo ich pracodawcą jest wojewoda. Oznacza to również, że samymi siłami z województwa podlaskiego nie byliśmy w stanie obsadzić przejścia w Budzisku. Od kwietnia, do naszych działań, zaczęliśmy wykorzystywać pracowników GITD, którzy niedawno nabyli uprawnienia inspektorskie. W związku z napiętą sytuacją zostali odsunięci od swoich codziennych zadań związanych ze sprawami elektronicznego poboru opłat i fotoradarami – wyjaśnia Mirosław Maksimiuk.

Już wcześniej, pod pretekstem szkoleń dla pracowników Inspekcji z całego kraju, organizowano całodobowe kontrole na tym przejściu. Nie wykazały one niepokojącego zagrożenia nieprawidłowościami ze strony rosyjskich przewoźników drogowych.

– Jednak po jednostronnym podniesieniu wysokości kar za brak zezwoleń należało podjąć działania, które ułatwią stronie polskiej negocjacje na temat zezwoleń transportowych – mówi Mirosław Maksimiuk.

W związku z tym Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad przekazała GITD swój, częściowo niszczejący obiekt, położony od wielu lat na samym przejściu granicznym. Budynek jest przeznaczony do rozbiórki, bo znajduje się w pasie zagospodarowania przestrzennego, przeznaczonym na drogę. Póki co, jednak może służyć pracownikom Inspekcji. Wymagał jedynie niewielkiego remontu. Od 28 kwietnia funkcjonariusze Inspekcji pracują tam codziennie na trzy zmiany.  Codziennie wyłapuje się kilku  rosyjskich kierowców pojazdów ciężarowych bez zezwoleń lub ze źle wypełnionymi zezwoleniami. Rosjan jest najwięcej. „Wpadają” jednak również Białorusini, Kazachowie, Turcy i inni.

– Tylko podczas jednej doby (od 22 maja, godz. 6.00 do 23 maja, godz. 6.00) nasi funkcjonariusze skontrolowali 355 pojazdów. W tym 218 rosyjskich, 94 białoruskie i 43 z innych krajów. Stwierdzono 6 przypadków braku zezwolenia (3 – Rosjanie, 2 – Białorusini i 1 – Kazach, kara po 10 tys. zł) oraz dwa przypadki nieprawidłowo wypełnionego zezwolenia. Od rozpoczęcia kontroli w Budzisku – 28 kwietnia – ta liczba utrzymuje się na tym samym poziomie – przytacza Mirosław Maksimiuk.

Kongenialne fałszywki

Łącznie, od początku tych działań do 23 maja, dokonano 8437 kontroli, w tym skontrolowano 5136 Rosjan, 2098 Białorusinów i 1203 – z innych krajów. W tym czasie nałożono łącznie 173 kary, w tym 133 za źle wypełnione zezwolenia (po 8 tys. zł) i 38 – za brak zezwoleń. W ostatnim czasie wykryto też 8 przypadków sfałszowanych rosyjskich zezwoleń CMT.

– Były to fałszerstwa na bardzo wysokim poziomie. Praktycznie trzymając w jednym ręku oryginał i fałszywkę takiego dokumentu, gołym okiem są nie do odróżnienia. Fałszywki świecą w promieniach ultrafioletowych, tak jak oryginały. Znak wodny wygląda zupełnie jak oryginał, choć nie jest wykonywany maszynowo, ale farbą parafinową. Różni się od oryginału tylko tym, że jest wykonany minimalnie grubszą kreską. Poza tym są lekkie błędy w druku, bo niektóre elementy podrobionego formularza są bardziej precyzyjnie wykonane niż oryginał. W prawdziwym, nie zawsze linia trafia w linię, a w podróbce zawsze idealnie trafia – mówi Mirosław Maksimiuk.

Cztery z ośmiu fałszywych zezwoleń pochodzi od kierowców tej samej firmy, a pozostałe cztery – z różnych firm. Sprawa została przekazana do policji i prokuratury, która prowadzi postępowanie w sprawie fałszerstwa dokumentów.

GITD poinformował o wykryciu fałszywych zezwoleń CEMT/EKMT Międzynarodowe Forum Transportowe – ITF, które jest odpowiedzialne za druk tych zezwoleń, a także przekazała informacje innym służbom kontrolnym w Europie, w tym BAG, aby w sposób skoordynowany przeciwdziałać temu zjawisku.

Nowa struktura GITD

GITD zdecydowało o przeniesieniu  placówki w Suwałkach do Budziska, by kontrole były jeszcze „szczelniejsze”. To jednak nie koniec zmian. Wkrótce mają zostać formalnie zlikwidowane Wojewódzkie Inspektoraty Transportu Drogowego. Projekt ustawy w tej sprawie znajduje się w trakcie uzgodnień międzyresortowych. Zakłada powołanie dziesięciu delegatur na bazie GITD. Jak zapewnia Mirosław Maksimiuk, w praktyce zawodowej funkcjonariuszy praktycznie nic się nie zmieni.

– Będą robili to co robią, w tych samych miejscach, w których teraz pracują. Nie będzie natomiast szesnastu Wojewódzkich Inspektorów Transportu Drogowego. Pozostanie tylko dziesięciu szefów delegatur. Uszczuplona zostanie administracja. Jednak głównym rezultatem tych zmian będzie możliwość „przerzucania” funkcjonariuszy pomiędzy regionami kraju – tam gdzie działania kontrolne będą najbardziej nasilone – wyjaśnia Mirosław Maksimiuk.

Niedawno odbyło się wspólne posiedzenie Głównego i Wojewódzkich ITD. Ustalono, że w ramach nowej, zcentralizowanej jednostki administracyjnej, zostanie utworzone Biuro Spraw Wewnętrznych. Będzie się ono zajmowało nie tylko tym, czy plan działań został wykonany i czy inspektorzy są prawidłowo umundurowani, ale również poważnymi zagrożeniami, których obecnie nie można kontrolować, ponieważ takich służb nie ma. Chodzi głównie o przeciwdziałanie korupcji, bo tam gdzie jest pokusa, może pojawić się łapówka.

Rotacja jest konieczna

Mirosław Maksimiuk

Zastępca Głównego Inspektora Transportu Drogowego

– Funkcjonariusz służby kontrolnej, decydujący o nałożeniu kary jeżeli pracuje oraz mieszka  ciągle na tym samym terenie, to wrasta w środowisko. Nie mówię o łapówkach, ale po prostu nie wypada ukarać sąsiada. Mam to przetestowane z czasów pracy w policji. Braliśmy ludzi z określonej jednostki i wysyłaliśmy ich do innego powiatu do działań kontrolnych. Efekty były rewelacyjne. Nagle okazało się, że można ukarać osoby, które dotychczas nigdy nie były karane. Chcemy, by taka możliwość istniała również w Inspekcji.

Poleć ten artykuł:

Polecamy