Nie tylko dla astronautów
Wsiadam do z pozoru zwyczajnego samochodu. Owszem design ma z lekka pazerny, ale to w sumie taki trend u stylistów wielu marek. Jednak praktycznie nic nie zapowiada, że w środku... zobaczymy elementy przypominające statek kosmiczny. Tak właśnie odbieramy nowego Citroëna C4 Picasso.
Spędziliśmy w nim kilka godzin. Trudno o głęboką analizę własności auta po tak krótkiej „współpracy” z nim, lecz pierwsze wrażenia to zadziwienie i mimo wszystko zaskoczenie, zarówno od strony wizualnej, technicznej, kosztowej.
Cena wyjściowa Citroën C4 Picasso zaczyna się od 74 000 zł, ale jeśliby skorzystać ze wszystkich opcji promocyjnych można ją obniżyć nawet do około 60 000 zł. A znając zdolności negocjacyjne niektórych firm, na pewno pojazdy kupiony może być za jeszcze mniej. Okresy międzyprzeglądowe, w zależności od silnika wynoszą 30 000 km lub 25 000 km. To konkretne informacje rzucone na początek dla specjalistów od finansów.
Teraz do tych spraw nieco pozaziemskich. Zasiadając na fotelu kierowcy mam nieco po prawej stronie dwa wielkie ekrany. Na jednym wyświetlana jest między innymi aktualna prędkość (cyfrowo) i zakres obrotów silnika. „Piętro” niżej znajduje się coś, co włodarze koncernu nazwali tabletem, będącym w standardowym wyposażeniu. Ale zaszaleli z „bajerami”, pomyślałem szukając po chwili włącznika klimatyzacji. Tu strzał w sedno – w Picasso nie ma typowych pokręteł do radia, „klimy”, Internetu i innych opcji, wszystkim sterujemy dotykowo! „Pan się nie martwi, to łatwe” – usłyszałem kilka godzin wcześniej po konferencji prasowej. Niech szanowni Czytelnicy wierzą, nawet przy mojej niechęci do pewnych innowacji dnia codziennego, już po paru chwilach byłem niemal ekspertem od sterowania dotykowego. Więc skoro ja mogę…
Co do innych szczegółów. Kierownica ma w swojej dolnej części brak zaokrąglenia, co pozwala na dużą wygodę podczas jazdy w mieście i nie tylko. Brawo. Regulacja elektrycznych szyb umieszczona na szczęście nie na środkowej konsoli, ale z boku drzwi, czyli tradycyjnie, co nie stanowi reguły we francuskich samochodach. Z boku mamy coś, co przypomina czytnik do kart SD, a jest… schowkiem na bilety parkingowe, notabene chyba nieco zbyt małym. Kosmos kończy się „plastikach”. Tutaj designerzy przyhamowali i wykończenia są zwyczajne, bez żadnych fajerwerków.
Z tyłu pięć, a wersji Grand nawet siedem foteli. Przestrzeni naprawdę sporo, więc jako auto służbowe z przeznaczeniem do użytku prywatnego – pasuje znakomicie. Ciekawostka. Kupując odtwarzacz DVD dla młodzieży, może ona sobie sama zmieniać płyty z tyłu auta. Bagażnik ma ponad 500 litrów, więc na pakowność również nie należy narzekać.
Czas wreszcie ruszyć. Polskie drogi są wspaniałe do testowania, szczególnie zawieszenia. Te w C4 Picasso stanowi wyważenie między komfortem a użytecznością, bo po 130 kilometrach jazdy kręgosłup nie narzekał. Samochód jest zwrotny, dynamiczny, aczkolwiek co do „trzymania drogi” podczas agresywnej jazdy można mieć pewne zastrzeżenia.
Żadnych wątpliwości nie pozostawia za to kwestia ekonomii. Przy względnej ekojeździe silnik 1.6 Diesla o mocy 115 KM spala 4,9l/100 km (dystans pomiarowy 28 km). Nie dbając wielce o paliwo wynik rośnie tylko do 5,5l/ 100 km (dystans pomiarowy 44 km). Gwoli informacji technicznych. Przy C4 Picasso zastosowano nową platformę EMP2, która ma być wykorzystywana również przy innych modelach.
Wysiadam. Ale zaraz… Gdzie jest klamka? To właściwie największy mankament w mojej ocenie C4 Picasso – moim zdaniem otwarcie drzwi od środka jest nieco schowane. Ale może tak właśnie miało być, by posiedzieć trochę dłużej we wnętrzu tego ciekawego pojazdu?
Fot. Tomasz Czarnecki