Obserwator pandemii staje się jej bohaterem

Obserwator pandemii staje się jej bohaterem

Obserwator pandemii staje się jej bohaterem

W momencie oddawania tego tekstu do druku mija w Polsce 3. miesiąc odkąd Covid-19 dotknął nas bezpośrednio. Dotknął jako społeczeństwo, jak i przedsiębiorców. Czy to długo, czy krótko? „To zależy” – większość z nas odpowie. Niewątpliwie reakcja rządu była bardzo dynamiczna, a tym samym reakcja firm musiała być jeszcze bardziej. Wydaje się, że znamienita większość sektora TSL była technicznie i informatycznie przygotowana na przejście w tryb pracy zdalnej (Expeditors zajęło to 3 dni, aby +90% pracowników przeniosło swoje stanowiska pracy do domów) i w tym modelu pracujemy do dziś. Okazuje się, że początkowe obawy co do ciągłości biznesowej oraz jej jakości były przerysowane i realizacja zleceń następowała bez zmian, wykonanie zadań podobnie. Ba! Koronawirus nie przeszkodził nawet w poczynieniu zaplanowanych inwestycji w wyposażeniu magazynu w RF scanning czy dalszej integracji programów celnych. To co wymagało wzmożonej uwagi to oczywiście komunikacja.

Jak być blisko, kiedy nie wolno?

O tym, jak sobie w czasach kontaktu zdalnego poradzić efektywnie z komunikacją wewnętrzną (ze wzmocnieniem przekazu, że pracownicy i ochrona ich miejsc pracy są najważniejsze; w grupie spółki w ramach wsparcia IT, wprowadzenia procedur bezpieczeństwa, a przede wszystkim strategii zakupowej z liniami lotniczymi, armatorami czy operatorami kolejowymi) oraz z komunikacją z klientami (używanie komunikatorów na co dzień, regularna aktualizacja sytuacji rynkowej, wprowadzenie nowych kanałów komunikacyjnych np. organizacja Webinarów czy zwiększona obecność w mediach) powiedziano i napisano już tomy. Trzy miesiące wystarczyły w zupełności, aby do powyższego się zaadaptować, przyzwyczaić i traktować jako naturalne.

Kwartał to również wystarczająco długo, aby przedsiębiorcy mogli się już dzielić doświadczeniami i wnioskami z zaistniałej sytuacji i wyciągnąć lekcje na przyszłość – pytanie na jak długą przyszłość pozostaje jednak otwarte.

Czy planowanie jest już passe?

Kiedy po zamachu z 11 września 2001 termin VUCA, stosowany dotychczas w amerykańskich siłach wojskowych, zaczął pojawiać się coraz częściej w odniesieniu do przywództwa, mało kto się spodziewał, że tak szybko znajdzie swoje zastosowanie w biznesie. I czy tylko mnie pasuje on tak bardzo do logistyki? Czy po tak negatywnym wpływie Covid-19 na gospodarkę i TSL ktoś zaprzeczy, że zmienność (volatility), niepewność (uncertainty), złożoność (complexity) oraz niejednoznaczność (ambiguity) to charakterystyka naszej branży zwłaszcza dziś?

Od lat żyliśmy w przekonaniu, że im więcej lepszego planowania, tym mniej zakłóconych łańcuchów dostaw. Negocjowaliśmy allotmenty, składaliśmy rezerwacje na kilka tygodni do przodu, mieliśmy „swoje” miejsce u przewoźników, a nasi klienci wiedzieli, że ich towar poleci / popłynie / pojedzie. Ten model pod koniec marca się jednak załamał i planowanie legło w gruzach. Zawirowanie w zamówieniach, w produkcji, w sprzedaży, nie wspominając o podaży środków transportu. Jakie jest remedium? Super uważne studiowanie reakcji rynku i super szybkie identyfikowanie gałęzi wytwarzania oraz dóbr, na które jest popyt tu i teraz.

Jednak zważywszy, że większość spedytorów przyjęła podobną taktykę, czym zainteresować klienta? Jak go przekonać, że oprócz samego przewozu, gdzie z konkurencją walczymy wyłącznie zaoferowaną ceną liczy się wartość dodana w postaci dostępnych narzędzi analitycznych, wyróżniających się ekspertów czy rozwiązań celnych klasy master?  I tu wchodzi tzw. Inteligencja Biznesowa okraszona ogromną porcją partnerskich relacji z klientami.

Z klientami oraz partnerami-podwykonawcami, zważywszy, iż tradycyjne zapytanie ofertowe (RFP czy RFQ) nie są rozwiązaniem na obecny czas. Konia z rzędem temu, kto odważy się „zaszyć” stawki na 9-12 miesięcy do przodu z poczuciem bezpieczeństwa, nie ryzykując straty.

Czy warto ulegać klientom i zgadzać się na wydłużone terminy płatności? W mojej ocenie nie, a przynajmniej nie w każdej sytuacji. Skłaniam się zdecydowanie znacznie bardziej ku merytorycznej dyskusji wyjaśniającej dlaczego nie i co się stanie, gdybyśmy się obopólnie zgodzili na taką.

Czy zatem wydłużać terminy płatności naszym podwykonawcom? Absolutnie nie i tu bez wyjątków nie. Zwłaszcza teraz, przy tak wysokim ryzyku zachowania przepływu środków. Ten punkt naszego partnerstwa jest na rynku szczególnie ceniony i tylko potwierdza bonusy podejścia win-win.

Just in time? A możne Just in case?

A jak oprócz transportu rynek zareagował w zakresie magazynowania? Od czasów powstawania systemów produkcyjnych Toyoty znamy założenie, że utrzymywanie (wysokiego) stanu magazynowego jest marnotrawstwem. Czy Covid-19 nie obalił – choćby częściowo – i tej tezy? Czy przy takim przyspieszeniu dostaw w ostatnich kilkunastu latach ktoś z nas pomyślał, że łańcuch dostaw może być aż tak przerwany? Nie na tydzień lub dwa – tu można by się odwołać do chmury pyłu po wybuchu Eyjafjallajokull, który tylko dał nam prztyczka w nos. Koronawirus nas bezczelnie znokautował. Pokazał, że tradycyjne praktyki są po prostu niewystarczające.

Precyzyjne dostawy na czas z pewnością pozostaną, uważam jednak, że zdecydowanie zmieni się ich proporcja w stosunku do utrzymywania zapasów, właśnie na wypadek tak niezależnych zdarzeń. I wierzę, że dla nas, logistyków, jest to kolejna szansa na rozszerzenie portfolio klientów.

Bo czy nie lepiej wysłać swoich najlepszych hunterów na rynek i polować na okazje „po-koronawirusowe” niż liczyć pasywnie spadki w zaciszu swoich domów? Jeśli ktoś jeszcze wątpił, to czas najwyższy oswoić się z VUCA, gdyż jak narazie mamy więcej niewiadomych i nasze skupienie powinno powędrować na obszary, które (jeszcze) możemy kontrolować.

Poleć ten artykuł:

Polecamy