PIP PIH URPL – Hip hip hurra (import środków ochrony indywidualnej)
Surrealizm w KAS
Kiedy Kara Mustafa, wielki mistrz Krzyżaków,
Szedł wielkimi marszami przez Alpy na Kraków,
Do obrony swych posad zawsze będąc skory,
Pobił go pod Grunwaldem król Stefan Batory.
Czytelnikom spragnionym surrealistycznych tekstów w rodzaju zamieszczonego powyżej XIX-wiecznego wierszyka nieznanego autora, niesiemy Dobrą Nowinę: w ostatnich miesiącach objawili się w Polsce godni następcy owego zapomnianego poety. Przy czym talentami obrodziło w instytucjach, które trudno podejrzewać o zamiłowanie do abstrakcji, a mianowicie w Państwowej Inspekcji Pracy, Inspekcji Handlowej oraz Urzędzie Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. W rolę mecenasa i inspiratora tej odmiany literatury wcieliły się zaś Urzędy Celno-Skarbowe.
Maski w dłoń!
Importerzy tzw. środków ochrony indywidualnej, w tym tak ukochanych przez Polaków maseczek, z rozrzewnieniem muszą wspominać wiosnę tego roku, kiedy to import tego typu wyrobów nie napotykał na żadne przeszkody, a dobry przykład wyluzowania i elastyczności w tej materii dawał sam rząd, kupując
od przypadkowych (?) kontrahentów maseczki niespełniające żadnych norm. Owe złote czasy niestety już minęły, a funkcjonariusze celni, motywowani niewidzialnymi dla przeciętnego obywatela bodźcami, wzięli się ostro za weryfikację importowanych wyrobów pod kątem ich zgodności z wymaganiami obowiązującymi na terytorium Polski. Niestety, „ostro” nie znaczy w tym przypadku „sensownie” ani „konsekwentnie”.
Zacząć należy od tego, że nikt nie ustalił, kto ma być rozjemcą w sytuacjach spornych. Wystąpienie jakichkolwiek wątpliwości co do zgodności importowanych wyrobów z normami powoduje zatrzymanie towaru przez odpowiednie komórki KAS do czasu wyjaśnienia sprawy. Celnicy jednakże ekspertami w tej dziedzinie nie są, muszą więc polegać na opiniach innych instytucji. Z mgły i chaosu wyłoniły się co najmniej 3 instytucje, do których organy KAS zaczęły składać swoje zapytania. Są to: Państwowa Inspekcja Pracy, Inspekcja Handlowej oraz Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych (w przypadku towarów deklarowanych jako wyroby medyczne). Sęk w tym, że na te same pytania udzielają one różnych odpowiedzi.
I tak np. w wydanej w dniu 10.06.2020 r. mazowiecka Inspekcja Handlowa wykazała jako niezgodności przy imporcie maseczek:
- brak deklaracji zgodności,
- brak numeru jednostki notyfikowanej uczestniczącej w procedurze oceny zgodności,
- brak instrukcji użytkowania w języku polskim,
- brak nazwy i adresu importera,
- brak oznakowania CE.
Dla porównania, Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych sporządził w podobnej sprawie w październiku br. konkurencyjną opinię, w której stwierdził, iż:
- Maski medyczne nie wymagają certyfikacji przez jednostkę notyfikowaną, a importer takich masek nie jest zobowiązany do przedstawienia certyfikatu zgodności;
- Ustawa o wyrobach medycznych nie nakłada obowiązku umieszczania na wyrobach danych importera;
- Zgodnie z art. 14 ust. 2 ustawy o wyrobach medycznych, dopuszcza się, aby za pisemną zgodą odbiorcy, importowane wyroby miały oznakowania i instrukcję użytkowania w języku angielskim.
Natomiast Państwowa Inspekcja Pracy, starając się zapewne uniknąć zarzutów o plagiat twórczości PIH i URPL, prezentuje w zakresie wymogów co do importowanych maseczek swoje autorskie stanowisko, obszernie wymieniając przy tym, co też ma się znaleźć w instrukcji użytkowania (opinia z 26.05.2020 r.).
Jak wynika z powyższego porównania, organem najbardziej tolerancyjnym dla importerów okazuje się niespodziewanie Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. Importer maseczek, mieszczących się w definicji wyrobu medycznego, co do których istnieją jakieś kontrowersje w zakresie ich zgodności z normami, naturalną koleją rzeczy byłby zatem zainteresowany, aby to ta właśnie instytucja wypowiedziała się na temat jego towaru. Niestety nie ma na to żadnego wpływu, gdyż, jako się rzekło, organy celno-skarbowe kierują swoje zapytania wedle tajemniczego klucza, albo do URPL, albo do Państwowej Inspekcji Pracy. Co zaś najgorsze, od owych opinii nie przysługują żadne środki odwoławcze, nie ma więc możliwości sprostowania nawet ewidentnych pomyłek i niedopatrzeń w zakresie stwierdzonego stanu faktycznego.
Zdarzały się również przypadki, kiedy importer w drodze „procedury naprawczej” usuwał niezgodności wykazane w pierwotnej opinii, po czym, po ich usunięciu otrzymywał kolejną opinię, wskazującą na innego rodzaju nieprawidłowości.
Czy w tym szaleństwie jest metoda?
Co robić? Biorąc pod uwagę absurdalność opisanej sytuacji, najprostszym rozwiązaniem wydaje się rezygnacja z importu środków ochrony indywidualnej i rozejrzenie się za krajowym czy też unijnym producentem tego typu produktów – i być może to jest właśnie ukryty cel tego zamieszania. Byłby to nie pierwszy bynajmniej przypadek, kiedy, ze względu na umowy międzynarodowe, nie mogąc wprowadzić formalnego zakazu importu jakiegoś towaru, ani obłożyć go zaporowym cłem, sprawę załatwia się po cichu, mnożąc absurdalne wymogi formalne. Wiele na ten temat mogliby powiedzieć np. importerzy bananów z krajów Ameryki Środkowej i Południowej.
Drugim sposobem jest usunięcie stwierdzonych przez poszczególne inspekcje uchybień w drodze tzw. procedury naprawczej w składzie celnym – i tu z pomocą importerom przychodzi Rusak Business Services, która oferuje tego typu usługi w swoich składach celnych.
Trzecie rozwiązanie, na które, jako polscy patrioci, z bólem serca możemy wskazać, to rozeznanie możliwości odprawy celnej tego typu towarów w innych krajach UE. Nieraz już okazywało się, że – choć przepisy mamy takie same – organy celne innych krajów członkowskich potrafią być znacznie bardziej elastyczne w ich stosowaniu.
Na to, że pojawią się jednoznaczne i spójne wytyczne co do wymagań, które mają spełniać importowane środki ochrony indywidualnej, raczej nie ma co liczyć. „W mętnej wodzie lepiej ryba bierze” – mawiają doświadczeni wędkarze.