Klimat dał o sobie znać
Ekstremalna susza w Chinach doprowadziła w końcówce lata do niskiego poziomu wód. Spalone regiony, zależne od energii wodnej, zostały zmuszone do zamknięcia fabryk lub ograniczenia produkcji. W rezultacie racjonowania energii pod znakiem zapytania stanęły globalne łańcuchy dostaw. Szkody ponieśli także giganci Toyota i Tesla.
Tegoroczne lato z temperaturami przewyższającymi 40 stopni było najgorętszym i najbardziej suchym w Chinach od czasu, gdy w 1961 r. rozpoczęto prowadzić rejestry temperatur i opadów. Na upałach najbardziej ucierpiało dorzecze rzeki Jangcy, rozciągające się od południowo-zachodniej prowincji Syczuan do miasta Szanghaj na wybrzeżu. W regionie tym mieszka ponad 370 mln. ludzi i znajduje się kilka kluczowych ośrodków produkujących m.in. chipy do procesorów, panele słoneczne, części samochodowe i inne towary przemysłowe, które musiały zamknąć lub ograniczyć działalność. Mimo że fabrykach w Syczuanie przywrócono zasilanie po dwóch tygodniach od wprowadzenia ograniczeń, wiele fabryk nadal boleśnie odczuwa konsekwencje przerwy w dostawie prądu i ograniczenia produkcji.
Kryzys energetyczny zagraża wszystkim dostawom
– Południowo-zachodnie Chiny ucierpiały najbardziej, ponieważ zdecydowana większość fabryk zaspokaja swoje zapotrzebowanie na energię elektryczną z energii wodnej. Inne części kraju polegają w większym stopniu na energii z węgla, dlatego nie zostały w takim stopniu dotknięte – zauważa Tomasz Cincio, prezes Droplo, globalnej platformy B2B.. – W konsekwencji przerwania pracy fabryk pod znakiem zapytania stanęła stabilność globalnych łańcuchów dostaw w wielu sektorach, od metali, takich jak aluminium, do sektora spożywczego i produkcji części samochodowych. Co niepokojące, chiński kryzys energetyczny wpłynął nie tylko na działalność małych, regionalnych firm, lecz także dużych przedsiębiorstw państwowych i zagranicznych – dodaje.
Zakłócenia w dostawach komponentów z Syczuanu skłoniły wiele firmy polegające na dostawach z Chin do zawieszenia lub zmniejszenia produkcji. Przekonać się o tym mogli producenci samochodów Tesla i Toyota, a także półprzewodników, którym niedobór wody zatrzymał linie produkcyjne.
Susza zagrożeniem dla upraw
Przerwy w dostawie prądu wpłynęły również negatywnie na produkcję w sektorach energochłonnych, takich jak m.in. nawozy, chemikalia, stal i szkło. Ministerstwo Rolnictwa Chin podało do wiadomości, że wysokie temperatury i nieznaczne od lipca opady lipca stanowią poważne wyzwanie dla jesiennej produkcji zbóż. Sytuacja jest na tyle dramatyczna, że państwowe media spekulują, iż rząd będzie próbował chronić zbiory zbóż, które stanowią 75 proc. rocznej produkcji Chin, stosując środki chemiczne do wywoływania deszczu. Warto zauważyć, że spalone regiony w południowo-zachodnich Chinach odpowiadają za ponad 20 proc. krajowej produkcji rolnej.
Jak podaje Fortune, upały nie są jednak jedyną przyczyną niedoborów wody w Chinach, ponieważ ten kraj nie od dziś zmaga się z ograniczonymi zasoby wody. Dla przykładu, w Nizinie Północnochińskiej, która jest regionem prowincji otaczających Pekin, dostępność wody jest o 50 proc. niższa od definicji ONZ dotkliwego deficytu wody. Fortune zwraca również uwagę, że od 2003 r. rząd chiński wydał ponad 60 mld dol. na ogromny program infrastrukturalny mający na celu przekierowanie wody z obfitującego w nią południa kraju, aby zasilić jałową północ. Program, co prawda, odniósł częściowy sukces – z pustynnych terenów uczynił niejako spichlerz kraju – ale nie rozwiązał problemu z brakiem zapasów wody i nie uchronił przed suszą południa kraju.
Potrzeba przygotowania na przyszłe kryzysy
Warto zauważyć, że w ostatnich latach zużycie energii elektrycznej w Chinach rosło w tempie prawie dwukrotnie wyższym niż zwykle, pomimo prób rządu zmniejszenia energochłonności gospodarki. Według danych chińskiego Ministerstwa Finansów w 2021 r. rząd wydał 8 mld dol. na dotacje do działań związanych z ochroną wody, co stanowi wzrost o 3 proc. w stosunku do roku poprzedniego. Ponadto Pekin ustalił roczny limit zużycia wody w skali kraju na 640 mld m sześc., co oznacza spadek z 670 mld w 2020 roku. Problemem jest również fakt, że 16 proc. krajowych wód gruntowych jest zbyt zanieczyszczonych, aby można je było wykorzystać.
– To nie pierwszy raz, kiedy Pekin mierzy się z problemem zapotrzebowania na wodę. W ubiegłym roku również obserwowaliśmy, jak firmy energetyczne zostały zmuszone np. do wstrzymania dostaw węgla i odcięcia zasilania milionów domów i przedsiębiorstw. Wygląda na to, że narastający deficyt wodny w Chinach spowoduje podobne, może nawet bardziej dotkliwe kryzysy także w przyszłości, co oznacza poważne zakłócenia w światowym handlu wszelkimi produktami, w tym także żywnością. Ponadto słabe jesienne zbiory w Chinach wywierają wpływ na światowy rynek towarów rolnych. Wszystko to może sprawić, że firmy polegające na dostawach z Chin będą musiały przemyśleć swoje kierunki łańcuchów dostaw, a Chiny w celu utrzymania kontrahentów będą musiały opracować skuteczne rozwiązania – uważa Tomasz Cincio z Droplo.
Ekspert zauważa także, że potrzeba walki z suszą zaczyna mieć coraz większy wymiar globalny. I rzeczywiście, według ostatniego raportu ONZ „Drought in Numbers 2022” (Susza w liczbach) susze na świecie stają się coraz częstsze i dłuższe, a wśród wszystkich klęsk żywiołowych zbierają największe żniwo w ludziach. Raport wykazał, że w latach 1970–2019 zagrożenia pogodowe, klimatyczne i wodne były przyczyną 50 proc. katastrof na świecie.
– Już wcześniej, np. na skutek zamknięcia granic przez Covid-19 i restrykcji w handlu zagranicznym, przedsiębiorstwa i państwa zaczęły myśleć o uniezależnieniu gospodarek od dostaw z krajów takich jak Chiny. Pozytywnych wieści dostarczył w ostatnich dniach Raport SGH i Forum Ekonomicznego, potwierdzający nasze obserwacje o powrocie łańcuchów wartości po pandemii do Europy. Nie zapominajmy jednak, że połowa Europy znajduje się obecnie w stanie ostrzegawczym przed suszą. Wysycha wilgoć w glebie, obumiera roślinność i plony. Wiele sektorów nadal polega na dostawach z Chin, a długotrwały okres bez opadów atmosferycznych w tej drugiej największej i najszybciej rozwijającej się gospodarce świata, która jest zarazem największym eksporterem na świecie, nie napawa hurraoptymizmem. Co przyniosą najbliższe lata, czas dopiero pokaże – kwituje Tomasz Cincio, prezes Droplo.