Ludzka obsesja posiadania
Gdyby wiek Ziemi zobrazować dobą, Homo sapiens – który wyewoluował 300 tysięcy lat temu – pojawiłby się na 5 minut przed północą. Życie każdego z nas trwa zaniedbywalnie krótko w porównaniu z wiekiem Wszechświata, a prawdopodobieństwo naszego pojawienia się jest bliskie zeru, pamiętając o wszystkich plemnikach i komórkach jajowych, którym nigdy nie było dane się spotkać. I jak spędzamy czas, którym los nas obdarował? Opanowani obsesją posiadania, zdobywamy co się da i zaciekle bronimy tego przed wszystkimi, którzy chcą nam to odebrać.
Ludzie gromadzą dobra w przekonaniu, że to jest celem ich życia. Jednak po zaspokojeniu względnie podstawowych potrzeb, posiadanie kolejnych nie jest już tak satysfakcjonujące. Mimo to, definiujemy samych siebie za pomocą naszych majątków, a psychologiczna potrzeba posiadania jest tak silna, że zaryzykujemy własnym życiem, by obronić to, co już mamy. W 1859 roku, 450 pasażerów statku Royal Charter, powracających z australijskich kopalń złota do ojczyzny, utonęło u wybrzeży Walii, nie mogąc rozstać się ze zgromadzonym, ale ciężkim, majątkiem. Nie tylko hazardziści są uzależnieni od akumulacji środków – cecha ta dotyczy większości z nas.
Własność ujawnia, co motywuje nasz gatunek. Słowo „motywacja” jest na miejscu, ponieważ pochodzi od słowa „emocje”. Dlaczego własność generuje tak silne emocjonalne stany? Ludzie sądzą, że szczęście bierze się z posiadania tego, czego chcemy, ale bardzo często to, czego chcemy, nie czyni nas szczęśliwymi. Psycholog Dan Gilbert nazwał to zjawisko „chybionymi pragnieniami” (miswanting): nie jesteśmy zbyt dobrzy w przewidywaniu, ile radości i zadowolenia da nam rzecz, której jeszcze nie mamy. Wykorzystują to komercyjne reklamy, sprzedając nam obietnice szczęścia po dokonaniu zakupu. W konsekwencji, wielu z nas kupuje i konsumuje więcej niż potrzebuje, co wpływa na los przyszłych pokoleń. Aktualnie nasza planeta ma 1,9 hektara produktywnej ziemi na osobę, jednak przeciętna osoba zużywa zasoby z odpowiednika 2,3 hektarów, co sprawia, że ludzkość zaczęła żyć na kredyt.
Po ostatnim zlodowaceniu, które zakończyło się mniej więcej 12 tysięcy lat temu, ludzki styl życia uległ zmianie, ze zbieracko-myśliwskiego na osiadły. Wynalezienie rolnictwa i udomowienie zwierząt wytworzyło nadwyżki zasobów, które mogły być magazynowane, ale również wykradane. Wówczas pojawiło się pojęcie własności i system praw regulujących, kto co posiada i kto co dziedziczy. Co ciekawe jednak, wynalazki kulturowe – normy, reguły, prawa, zwyczaje – znajdują się pod częściową kontrolą naszej biologii, jako że kultura – obok naszej anatomii, fizjologii i zachowania – jest częścią naszego przystosowawczego fenotypu. Tak jak nie wbijamy gwoździ gołą dłonią, używając młotka, tak nie myślimy gołym mózgiem, używając narzędzi kulturowych, takich jak pismo czy liczby. Wzorce kulturowe, dotyczące na przykład dziedziczenia własności, nie są produktem prehistorycznej umowy społecznej, lecz odzwierciedlają interes genów człowieka, który tę własność posiada.
Wzorce dziedziczenia
Wydaje się oczywiste, że większość rodziców przekazuje swoją własność dzieciom, ale analiza wzorców dziedziczenia pokazuje pewne interesujące zależności. Nie wszystkie dzieci korzystają z majątku rodziców w tym samym stopniu, a różnice zależą to od płci dziecka oraz zamożności rodziców. We wczesnych latach 70. ubiegłego wieku, biolog Robert Trivers i matematyk Dan Willard zaproponowali model przewidujący wzorce dziedziczenia w zależności od zmiennych warunków środowiskowych. Zgodnie z hipotezą Triversa-Willarda, istnieje tendencja do preferowania męskich potomków w okresie „lat tłustych” i żeńskich potomków w okresie „lat chudych”. Rodziny, którym się powodzi, przekazują więcej środków synom, natomiast rodziny, które klepią biedę, przekazują to, co mają, córkom. Powód tej tendencji jest taki, że w trudnych czasach, na przykład ekonomicznego lockdownu, kiedy nie można liczyć na pomoc opiekuńczego państwa, zamożni mężczyźni mają zdecydowanie większe szanse założyć rodzinę i doczekać się potomstwa niż ubodzy. Mężczyźni mogą ponadto mieć więcej dzieci niż kobiety, a więc bogaci rodzice powinni inwestować w synów, a nie córki, jeśli chcą doczekać się maksymalnej liczby wnuków. Z drugiej strony, ubogie córki mają większe szanse mieć dzieci niż ubodzy synowie, a więc stanowią lepszą inwestycję rodziców w czasach recesji. Powyższy wzorzec rodzicielskich preferencji znajduje swoje odbicie w wartości prezentów kupowanych dzieciom. Badanie z 2018 roku pokazało, iż zamożni Chińczycy wydają więcej na synów niż córki, a ubodzy inwestują w potomstwo płci żeńskiej.
Podobne biologiczne wpływy są widoczne w treści testamentów. Oczywiście najczęstszymi beneficjentami ostatniej woli zmarłego są współmałżonkowie, ale liczy się również, kto umiera jako pierwszy, mąż czy żona. Mężczyźni, którzy umierają jako pierwsi – i o tym wiedząc, dyktują testament – pozostawiają majątek żonom. Jeśli natomiast jako pierwsza umiera żona – i też jest tego świadoma – majątek pozostawia nie mężowi, ale dzieciom. Wyjaśnienie tej inwestycyjnej asymetrii jest proste: mąż umierający ma żonę, która już przekroczyła wiek reprodukcyjny i nie będzie miała dzieci z innym mężczyzną. Dla umierającego męża ma sens przekazać pieniądze matce jego dzieci. Kiedy jednak jako pierwsza umiera żona, jej mąż może jeszcze założyć kolejną rodzinę i mieć dzieci z inną kobietą. Umierająca matka zabezpiecza los swoich dzieci, a nie ich ewentualnej przyszłej macochy.
Nie tylko rodzice inwestują w przyszłość swoich dzieci. Dziadkowie inwestują także w przyszłość swoich wnuków, a i w tym przypadku biologia kształtuje zachowania kulturowe dorosłych. Matki są w 100% pewne, że są naturalnym rodzicem swoich dzieci, ale ojcowie nie mają pewności, że ich potomstwo ma ich geny. Badania z 2010 roku, zlecone przez ONZ, pokazały, że 15% kobiet utrzymuje pozamałżeńskie stosunki seksualne. W przeszłości niepewność co do biologicznego ojcostwa była jeszcze większa. Wśród niektórych południowoamerykańskich plemion istnieje praktyka „podzielnego ojcostwa” (partible paternity), wynikająca z przekonania, iż dzieci mają wielu ojców, a zapłodnienie jest wynikiem akumulacji nasienia pochodzącego od wielu mężczyzn. W tej perspektywie, babcia ze strony matki jest pewna, iż jej geny są obecne u jej wnuków, podczas gdy dziadek ze strony matki tej pewności już nie ma. Dziadkowie ze strony ojca pewności co do ciągłości genetycznego dziedziczenia siłą rzeczy nie mają.
To różne prawdopodobieństwo biologicznego oszustwa ma swoje odzwierciedlenie w hojności krewnych dzieci. Przeciętnie, babcie ze strony matki inwestują we wnuki więcej niż babcie ze strony ojca i dziadkowie. Ponadto, wszyscy dziadkowie inwestują więcej we wnuki od strony córki niż syna. Dodatkowym potwierdzeniem roli czynnika biologicznego jest większe zaangażowanie wujostwa (rodzeństwo matki) w wychowanie siostrzeńców i siostrzenic niż stryjostwa (rodzeństwo ojca) w wychowanie bratanków i bratanic. Choć niepewność co do ojcostwa jest względnie niska w nowoczesnym społeczeństwie, te odmienne strategie inwestycyjne odzwierciedlają czasy znacznie wyższej rotacji partnerów seksualnych.
Obrona własności
Egzekwowanie prawa do własności zmusza do podejmowania działań narażających właściciela na koszty. Przed wynalezieniem policji i sądów, oznaczało to fizyczną walkę o swoje. Stabilny rozwój cywilizacyjny nie jest jednak możliwy w stanie permanentnego wewnętrznego konfliktu społecznego, kiedy każda kradzież spotyka się z bezpośrednim odwetem właściciela (second-party punishment). Musiały zostać wymyślone mechanizmy broniące własności najsłabszych oraz tych, którzy czasowo są nieobecni. Musiał zostać stworzony system policyjno-sądowego nadzoru (third-party punishment) chroniący własność nie swoją, ale cudzą. Nadzór tego typu jest o tyle ciekawy, iż jego przedstawiciele nie zyskują nic dla siebie, za to mogą dużo stracić, walcząc o prawa i własność innych. Ta forma kontroli jest niezbędna w dużych społeczeństwach, których członkowie nie znają się wzajemnie i nie spotykają się z reguły twarzą w twarz.
Wiele gatunków zwierząt broni bezpośrednio swojego status quo (second-party), ale tylko ludzie angażują się w altruistyczne karanie oszustów, którzy im bezpośrednio nic złego nie zrobili, ale mogą zagrażać innym (third-party). Dwulatkowie są zainteresowani wyłącznie swoją zabawką, ale już trzylatkowie narzekają, kiedy pluszowy miś próbuje zabrać zabawkę innego dziecka. Jaka rozwojowa zmiana pojawia się u dzieci trzyletnich? Wiek ten jest początkiem rozwoju kompetencji mentalizacyjnych – tak zwanej „teorii umysłu” – dzięki którym potrafimy ulokować się „w butach” innego człowieka, postawić w jego sytuacji i zobaczyć problem jego oczami. Trzylatkowie zaczynają rozumieć, że za zachowaniem innych kryją się jakieś intencje, a ich motywy mogą być odmienne od naszych. Oczywiście dzięki teorii umysłu potrafimy przewidzieć zachowania innych, zanim one jeszcze nastąpią. Potrafimy też manipulować nimi, dostarczając fałszywą informację i wpływając tym samym na bieg zdarzeń. Dopiero dzieci trzyletnie rozumieją, iż inni mają przekonania i nastawienia co do swojej własności i będą odczuwali żal związany z jej stratą. To pobudza ich do karania tych wszystkich, którzy ową cudzą własność próbują przejąć. Wiek trzech lat jest początkiem opanowywania przez dzieci norm społecznych, ponieważ znacznie łatwiej jest ich się nauczyć, kiedy doceniamy uczucia innych osób związanych z posiadaniem czegoś i jego stratą.