Nowy Unijny Kodeks nie-Celny
1 maja 2016 r. wszedł w życie nowy Unijny Kodeks Celny. Dzień ten powinien być obchodzony przez całą branżę celno-spedycyjną jako dzień żałoby, bowiem nowy pakiet przepisów stanowi bezprecedensowy akt ignorancji brukselskich urzędników, którzy nie licząc się z opiniami fachowców...
Wypieszczona niedoróbka
Jeżeli ktoś spodziewa się, że głupota przepisów nowego kodeksu wzięła się stąd, iż był on pisany na kolanie, w pośpiechu i na ostatnią chwilę, jest w błędzie. Pierwszy projekt kodeksu powstał już w 2008 r., potem aż do roku 2011 podlegał kolejnym nowelizacjom. Opublikowany został w 2013 r. i wówczas też określono datę jego wejścia w życie na dzień 1 maja 2016 r. Przez kolejne trzy lata trwały prace nad przepisami wykonawczymi. W tym czasie organizacje zrzeszające firmy spedycyjne, transportowe i agencje celne zgłaszały setki propozycji, uwag i protestów, nieodmiennie pozostawianych przez organy UE bez jakiegokolwiek odzewu.
Przepisy kodeksu weszły w życie z dniem 1 maja 2016 r., z tym że do końca kwietnia 2019 r. trwa „okres przejściowy”, w trakcie którego zainteresowane podmioty muszą się dostosować do nowych przepisów. Co w wielu przypadkach staje się niemalże mission impossible…
Ile czasu potrzeba, żeby stworzyć przepisy wykonawcze?
Okres 10 lat, liczony od pojawienia się pierwszego projektu do dnia dzisiejszego, okazał się dla brukselskich biurokratów zbyt krótki, aby opracować wszystkie przepisy wykonawcze. Kodeks odsyła zatem w niektórych przypadkach do… nieistniejących aktów prawnych. Przykładem może tu być art. 176 akapit pierwszy lit. c) UKC, zawierający jest delegację dla Komisji Europejskiej do określenia w drodze aktu wykonawczego przepisów proceduralnych dotyczących sprostowania zgłoszenia celnego po zwolnieniu towarów (zgodnie z art. 173 ust. 3 UKC). Komisja nie zdążyła od 2008 r. opracować odpowiednich przepisów, przez co organy administracji celnej, jak i sądy, w zakresie sprostowania zgłoszenia celnego na wniosek strony po zwolnieniu towarów mogą bazować jedynie na dość ogólnych zapisach kodeksu. Dzięki temu, w polskim orzecznictwie utrwala się ostatnio dość łopatologiczna teza, że po prostu zgłoszenia celnego po zwolnieniu towaru sprostować nie można i już. A co jeśli doszło do pomyłki przy załadunku lub wystawianiu dokumentów handlowych lub przewozowych ? A co w przypadku towarów masowych, gdzie błąd graniczny załadunku może wynosić nawet kilkaset kilogramów lub litrów produktu ? Niech się martwi przedsiębiorca, Bruksela wymaga od uczestników obrotu towarowego z krajami trzecimi absolutnej nieomylności…
Przedsiębiorcy mają zegarki, my urzędnicy mamy za to czas…
Wszystkim narzekającym na opieszałość pracy polskich urzędów celnych, proponuję – ku przestrodze zapoznanie się, jakie zmiany w tym zakresie otrzymaliśmy w pakiecie z nowym Unijnym Kodeksem Celnym. Obowiązujący w tym zakresie do końca kwietnia 2016 r. art. 139 § 1 Ordynacji Podatkowej stanowił, iż „załatwienie sprawy wymagającej przeprowadzenia postępowania dowodowego powinno nastąpić bez zbędnej zwłoki, jednak nie później niż w ciągu miesiąca, a sprawy szczególnie skomplikowanej – nie później niż w ciągu 2 miesięcy od dnia wszczęcia postępowania”. Obecnie zastosowanie ma tutaj art. 22 ust. 3 UKC, mówiący, iż „właściwe organy celne wydają decyzję, o której mowa w ust. 1, oraz powiadamiają o niej wnioskodawcę niezwłocznie i nie później niż w terminie 120 dni od daty przyjęcia wniosku (…)”. Na wypadek, gdyby 120 dni okazało się terminem zbyt krótkim, organy celne mają jeszcze możliwość wydłużenia tego okresu o kolejny miesiąc, posiłkując się zapisem z ust. 2 tego samego artykułu, który stanowi, iż organy celne „w terminie 30 dni od otrzymania wniosku o wydanie decyzji sprawdzają, czy spełnione są warunki przyjęcia tego wniosku” oraz „powiadamiają wnioskodawcę (…) o przyjęciu wniosku.” A przecież 120-dniowy termin jest liczony od daty przyjęcia wniosku…
Oskubać gwaranta
Fantazja poniosła autorów przepisów również przy opracowywaniu wymogów dotyczących zabezpieczania długu celnego. Obowiązujące dotąd gwarancje zostały zastąpione nowymi „zobowiązaniami gwaranta”, które od poprzednich uregulowań różnią się dwoma drobnymi szczegółami: wedle nowych wymogów, gwarant nie może określić górnej granicy kwoty, do której ponosi odpowiedzialność przed organami celnymi, a ponadto, jego odpowiedzialność nie kończy się wraz z upływem okresu, na jaki gwarancji udzielono. Jednym słowem: gwarant nie wie na jaką kwotę udziela gwarancji i kiedy jego odpowiedzialność z tego tytułu się zakończy.
I tu nastąpił przykry zgrzyt w precyzyjnie obmyślanej strategii łupienia naiwnych, gdyż okazało się, że prawnicy banków i firm ubezpieczeniowych posiedli umiejętność czytania ze zrozumieniem (nawet fragmentów napisanych drobnym drukiem) i firmy te po prostu wycofują się z udzielania tego typu gwarancji. W ciągu 2 lat obowiązywania nowych przepisów w całej Polsce przyjęto zaledwie kilkadziesiąt nowych „zobowiązań gwaranta”, co jest kroplą w morzu potrzeb. Za niespełna rok, kiedy stare gwarancje ostatecznie utracą swoją ważność, importerzy, firmy przewozowe, agencje celne wejdą zatem w nową rzeczywistość pozbawione podstawowych narzędzi, pozwalających sprawnie obsługiwać potok towarów wwożonych na obszar celny Unii z krajów trzecich.
Co konia obchodzi, że się wóz przewraca?
Niewystarczająca podaż gwarancji celnych, spowodowana wycofywaniem się gwarantów z tego segmentu rynku, nakłada się na rosnące zapotrzebowanie na te gwarancje. Nowy Unijny Kodeks Celny wprowadził bowiem obowiązek składania zabezpieczenia w sytuacjach, w których dotąd nie było ono wymagane, np. dla miejsc uznanych czy magazynów czasowego składowania. Możemy również spodziewać się stopniowego odchodzenia przez agencje celne oferowania importerom obsługi celnej z wykorzystaniem instytucji „zawieszenia” VAT na podstawie art. 33 a ustawy o podatku od towarów i usług, w związku z nałożeniem na te podmioty odpowiedzialności solidarnej za ewentualne nieprawidłowości w rozliczaniu VAT przez ich klientów; to z kolei znów przełoży się na konieczność zabezpieczania większej kwoty długu celnego (bo powiększonej o wartość VAT, dotychczas rozliczanego w deklaracji). Jednym słowem: gwarancji celnych na rynku mamy coraz mniej, a potrzeby w tym zakresie lawinowo rosną…
Ten absurdalny rozdźwięk pomiędzy teorią a praktyką, dostrzegają już chyba wszyscy, oprócz autorów tego bubla prawnego, jakim okazał się nowy pakiet prawny UKC. Nawet polskie Ministerstwo Finansów, które przez wiele lat wykazywało się godnym podziwu stoicyzmem wobec próśb, żalów i pretensji środowiska celno-spedycyjnego, zaczęło dostrzegać problem i w miarę swoich ograniczonych możliwości, podejmować nieśmiałe próby zmiany tej sytuacji. Jesienią 2017 r. MF nawiązało kontakt ze Związkiem Banków Polskich oraz Polską Izbą Ubezpieczeń, w celu przekonania potencjalnych gwarantów, że tak naprawdę ryzyko, jakie ponoszą, nie jest wcale zbyt wielkie… (sic!). Niestety, nadgorliwi prawnicy, z których słynie ta branża, nie dają się jak na razie przekonać, że białe jest czarne, a czarne jest białe.
A Komisja Europejska ? Jak ślepy koń przed Wielką Pardubicką – jak na razie nie widzi przeszkód.
Niech się święci 1 Maja…
1 maja 2019 r. branża spedycyjno-celna może obudzić się z ręką w nocniku, umieszczona w tej niewdzięcznej pozycji dzięki działaniom brukselskich biurokratów.
A co na to autorzy owego bubla prawnego, jakim okazały się przepisy pakietu prawnego UKC ? Jeżeli ktoś uważa, że spoczęli na laurach, w poczuciu dobrze wypełnionego obowiązku, to grubo się myli… Pracują pełną parą, komplikując kolejne, wydawałoby się proste na pierwszy rzut oka, tematy. O efektach ich wytężonej pracy już wkrótce.