Spadek zapotrzebowania na dobra luksusowe
Inflacja nie oszczędza żadnej branży i jej skutki wyraźnie dotykają również sektora TSL. Obecnie możemy zaobserwować wyraźny spadek zapotrzebowania na transport dóbr luksusowych. Na co wskazuje to zjawisko i jakie będą jego konsekwencje? Nad tymi kwestiami pochyla się Katarzyna Syta, prezes zarządu KAES Logistics.
Zegarki luksusowe w przeciągu ostatnich dwóch lat osiągały rekordowe wzrosty cen, co wiązało się z postępującą nadpodażą pieniądza. Ludzie zaczęli szukać bezpiecznego miejsca do ulokowania swoich oszczędności i często decydowali się inwestować właśnie w ekskluzywne czasomierze. Wszystko zmieniło się w momencie, w którym władze Chin w kwietniu tego roku wprowadziły restrykcyjny lockdown w Szanghaju, co spowodowało nagły wzrost obaw o powrót pandemii. Sytuacji nie poprawiała trwająca wojna, rosnąca inflacja i związane z nim decyzje władz banków centralnych, które zaczęły podnosić stopy procentowe. Te wszystkie zawirowania doprowadziły do krachu na rynku wtórnym luksusowych zegarków, który mogliśmy zaobserwować na początku czerwca br.
Zwiastun początku dużego kryzysu
Załamanie cen na wtórnym rynku luksusowych zegarków nie jest tylko efektem inflacji i idącego za nią spadku siły nabywczej. To znak recesji, z którą zmagają się światowe gospodarki. Nie oszukujmy się, rosnące stopy procentowe, zwiastuny powrotu pandemii i wojna źle wpływają na nastroje konsumentów – teraz mało kto chce inwestować w ekskluzywne dobra, każdy natomiast stara się ograniczyć wydatki, bowiem powoli podstawowe artykuły zaczynają być towarem luksusowym. Co więcej, obecnie często oczekuje się od banków centralnych, że te podniosą kluczowe stopy procentowe i tym samym ograniczą masowe zakupy towarów luksusowych, a także nieruchomości w celu ograniczenia wysokiej inflacji. W efekcie tych wszystkich czynników zarówno konsumenci, jak i inwestorzy zaczęli odwracać się od towarów, takich jak wspomniane wyżej zegarki. Brak zapotrzebowania na dobra wiąże się z brakiem zapotrzebowania na transport, co zawsze jest pierwszym wskaźnikiem nadchodzącego kryzysu.
Nie tylko dobra luksusowe
Kryzys dosięgnął nie tylko rynku towarów luksusowych, ale ogółem producentów różnych dóbr, w tym również polskich, co oczywiście stanowi to bardzo złą informację dla branży TSL. Producenci, podobnie jak inni konsumenci, również ograniczyli swoje zakupy – popyt na środki produkcji zanotował znaczący spadek, a firmy zdecydowały się wykorzystywać posiadane już produkty. Niestety podobna sytuacja ma miejsce nie tylko w Polsce – tożsame scenariusze możemy zaobserwować w Niemczech, czy innych krajach Unii Europejskiej, jak chociażby Francja, Włochy, czy Belgia. Dzieje się tak, bowiem najważniejsze czynniki wpływające na przemysł, czyli nowe zamówienia i produkcja zanotowały znaczący spadek. Liczba nowych zamówień, w szczególności tych eksportowych zdecydowanie zmalała w ostatnich miesiącach, co jest oczywiście skutkiem wojny na Ukrainie i olbrzymiej inflacji. Producenci są wyraźnie zaniepokojeni spadkiem popytu na dobra wśród konsumentów, a nastrojów nie poprawia wspomniana wcześniej sytuacja z towarami luksusowymi. Ludzie nie chcą już kupować, czemu trudno się dziwić. Jak cała ta sytuacja wpływa na transport?
Konsekwencje dla transportu
Wzrost cen oraz spadek liczby nowych zamówień wynikający z niestabilnych warunków gospodarczych przyczyniają się do wyraźnego spadku aktywności konsumentów i zmniejszenia popytu na towary i usługi (krajowego i zagranicznego) – to fatalna wiadomość dla sektora transportowego. Mniejszy popyt i niższy poziom konsumpcji są tożsame z mniejszym zapotrzebowaniem na transport, zarówno krajowy, jak i zagraniczny. Nawet zamówienia eksportowe obecnie zanotowały najsilniejszy spadek od wiosny 2020 r. Nie tylko problemy w Polsce mają konsekwencje dla krajowego transportu – hamowanie przemysłu w Niemczech to również tragiczna informacja, bowiem Niemcy są głównym partnerem handlowym Polski, a nasz kraj jest trzecim co do wielkości eksporterem nad Ren. Zatem problemy w Niemczech przekładają się na mniej zamówień dla polskich przewoźników. Nieustannie obserwujemy również wzrost stawek w transporcie napędzany głównie cenami paliw, które w wyniku wojny niewyobrażalnie wystrzeliły w górę. Stawki w transporcie zwiększały się już wiele miesięcy wcześniej, jednak ostatnie wydarzenia znacząco przyspieszyły ten proces. Co więcej, niedobór kierowców przełożył się też na ich mocniejszą pozycję negocjacyjną w kwestii wynagrodzeń. Na pocieszenie warto zaznaczyć, iż chociaż łańcuchy dostaw powoli ulegają regulacji, bowiem opóźnienia w dostawach są coraz mniejsze.
Widmo spowolnienia gospodarczego
Obserwowany spadek aktywności w sektorach przemysłowych w Polsce, Niemczech i głównych krajach strefy euro oraz nieustępująca inflacja, negatywnie odbiją się na wydatkach i konsumpcji, a to najprawdopodobniej przełoży się na jeszcze większy spadek zapotrzebowania na transport. Jeśli ta sytuacja utrzyma się dłużej, może to zniwelować problemy związane z brakiem kierowców, jednak to jedynie pozorne rozwiązanie, bowiem wszystkie te symptomy sprowadzają się do wyraźnego spowolnienia gospodarczego. Warto się zastanowić czy czerwcowy spadek zapotrzebowania na transport, to jedynie chwilowe zjawisko, czy już znak prawdziwej recesji. Co nam pozostało w tej sytuacji? Oczywiście – nadzieja, że obecny kryzys jest tymczasowy. Choć jest ku niej coraz mniej przesłanek.