Tajemnice Kodeksu pisanego nocą, czyli czy psa można zastąpić kotem?
W lipcu 2019 r., po objęciu funkcji przewodniczącej Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen wygłosiła znamienne słowa: „Nadszedł czas, aby przenieść unię celną na wyższy poziom (…). Zaproponuję śmiały pakiet (reform)”. Przez długie cztery lata kadencji pani von der Leyen wydawało się, że autorka zapomniała o swoim pomyśle zreformowania prawa celnego UE, ponieważ nie były w tym kierunku prowadzone żadne prace – a przynajmniej tak się wszystkim wówczas wydawało.
Przyjęło się bowiem, że nowe akty prawne w zakresie prawa celnego Unii opracowywane są w ścisłym porozumieniu z krajowymi administracjami celnymi. Organy celne poszczególnych krajów członkowskich wnosiły do pracy brukselskich teoretyków ożywczy powiew praktycznego spojrzenia na poszczególne wątki, dzięki czemu ostateczny owoc pracy legislatorów nie był oderwany od rzeczywistości, lecz – mniej lub bardziej – osadzony w realiach branży celnej. Wszyscy znawcy problematyki celnej byli też zgodni, że tak właśnie należy postępować, chcąc uniknąć stworzenia kolejnych gniotów prawnych, które ostatnio pojawiają się seryjnie w owocach pracy Parlamentu, Rady i Komisji.
Bomba wybuchła 17 maja 2023 r., kiedy to Komisja Europejska ogłosiła założenia reformy. Następnie, jak diabeł z pudełka wyskoczył gotowy tekst nowego kodeksu celnego. Napisany nie wiadomo kiedy, nie wiadomo przez kogo (i nie wiadomo po co). Administracje celne poszczególnych krajów członkowskich zostały postawione przed faktami dokonanymi; odmówiono im jakiegokolwiek wpływu na kształt projektu. Jaki był sens utajnienia prac na tym aktem prawnym, tego nie podano do publicznej wiadomości. Parafrazując znany wiersz Fiodora Tiutczewa, można by powiedzieć:
Umysłem Unii nie zrozumiesz,
I zwykłą miarą ją nie zmierzysz:
Postać szczególną ona ma
– W UE można tylko wierzyć.
Można i trzeba przyznać, że w projekcie nowego unijnego kodeksu celnego zdarzają się sensowne pomysły i rozwiązania. W wielu przypadkach trudno jednak doszukać się jakiegokolwiek uzasadnienia dla proponowanych zmian, tak jakby samo reformowanie było nadrzędną wartością i celem samym w sobie.
Jako, że całościowe omówienie wszystkich głupot zawartych w projekcie rozporządzenia wymagałoby zbyt wiele miejsca i czasu, a zapewne przekraczałoby również możliwości percepcyjne przeciętnego czytelnika, skupimy się w tym miejscu na jednym tylko przykładzie.
Punkt 36 preambuły rozporządzenia zawiera wspomnienie objawienia, którego doznali autorzy. Można o tym wnioskować z lektury poniższego zdania: „Towary nieunijne wprowadzane na obszar celny Unii należy uznać za czasowo składowane od chwili powiadomienia o ich przybyciu przez przewoźnika do chwili objęcia ich procedurą celną, chyba że już są objęte procedurą tranzytu. Aby zapewnić odpowiedni dozór celny, czas trwania takich sytuacji powinien być ograniczony. Nie powinien on przekraczać 10 dni poza wyjątkowymi przypadkami”.
Dlaczego 10, a nie 7 albo 15 ? Tego autorzy nie tłumaczą, ale też nie muszą – z treścią objawienia po prostu nie wypada polemizować. Po wspomnieniu epifanii czas na dobrą radę: „Jeśli importer musi składować towary przez dłuższy czas, towary powinny zostać umieszczone w składzie celnym, gdzie można je składować bez ograniczeń czasowych”.
No i wniosek nasuwa się sam: „Obecne pozwolenia na prowadzenie miejsc czasowego składowania należy zatem przekształcić w pozwolenia na prowadzenie składu celnego, jeżeli będą spełnione odpowiednie wymogi”. Warto docenić precyzję autorów, którzy dodali cenne zastrzeżenie, że odpowiednie wymogi powinny być jednak spełnione – w przeciwnym wypadku nierozsądne władze krajowe pozwoleniami szastałyby zapewne na prawo i lewo, dopuszczając do gorszących nadużyć.
Artykuł 86 ust. 3 stanowi wprost, iż „Towary czasowo składowane są składowane wyłącznie w składach celnych lub – w uzasadnionych przypadkach – w innych miejscach wyznaczonych lub uznanych przez organy celne”, bezlitośnie usuwając z listy możliwych miejsc czasowego składowania obecnie istniejące magazyny czasowego składowania. W ustępie 5 tego samego artykułu znajdujemy doprecyzowanie, że „Czasowo składowane towary nieunijne obejmuje się procedurą celną najpóźniej w ciągu trzech dni od powiadomienia o ich przybyciu lub najpóźniej w ciągu sześciu dni od powiadomienia o ich przybyciu w przypadku upoważnionego odbiorcy, o którym mowa w art. 116 ust. 4 lit. b), chyba że organy celne wymagają przedstawienia towarów. W wyjątkowych przypadkach dopuszczone może być przedłużenie powyższych terminów”. I tu mamy małą zagwozdkę, jako, że w preambule jest mowa o 10 dniach, a w cytowanym przepisie – o trzech lub sześciu, z mglistą wzmianką o możliwym przedłużeniu tego terminu (ale konkretnie do ilu dni, tego już się nie mówi).
Przede wszystkim, wyjaśnienia wymagałby jednak fakt, czymże zasłużyły sobie magazyny czasowego składowania na ów bezlitosny los, który zamierzają im zgotować autorzy owego „kodeksu pisanego nocą” ? W Polsce działają setki magazynów czasowego składowania, a ich istnienie znacznie ułatwia życie importerom. Podobnie jest zapewne i w innych krajach UE. Znajdująca się w preambule podpowiedź, że czasowe składowanie jest możliwe w składach celnych, jest próbą wmówienia czytelnikowi, że psa można zastąpić kotem. Owszem i jedno, i drugie stworzenie ma cztery łapy i ogon, ale mimo to, pomysł używania kotów np. do pomocy przy wypasie owiec należałoby uznać za chybiony. Podobnie skład celny nie jest w stanie zastąpić magazynu czasowego składowania, ani też vice versa.
Tabelaryczne porównanie możliwości oraz różnic obu rozwiązań przedstawia tabela:
Wymóg formalny | Magazyn czasowego składowania | Skład celny |
Konieczność posiadania upoważnienia | NIE | TAK |
Konieczność posiadania nru EORI | NIE | TAK |
Konieczność podpisania umowy | NIE | ZGODNIE Z WYDANYM POZWOLENIEM |
Dokument wprowadzenia towaru | DSK | ZGŁOSZENIE CELNE |
Wymóg pełnego opisu towaru | NIE | TAK |
Konieczność deklarowania pełnych danych | NIE | TAK |
Pozycje taryfowe | NIE | TAK |
Koszty obsługi celnej | MINIMALNE | TAKIE SAME JAK PRZY IMPORCIE |
Jak widać, magazyn czasowego składowania jest niezastąpiony we wszelkich nagłych przypadkach, podczas gdy skład celny służy raczej procesom planowanym z odpowiednim wyprzedzeniem. W magazynie czasowego składowania można złożyć towar importowany przez podmiot, od którego nie otrzymaliśmy pełnomocnictwa, a nawet nieposiadający numeru EORI. Wprowadzenia towaru dokonuje się na podstawie dokumentu DSK („deklaracja skrócona”), znacznie uproszczonego w porównaniu do zgłoszenia celnego. Towar można opisać w sposób skrócony, nie tracąc czasu na dylematy związane z taryfikacją, ustalanie pochodzenia itp. Podmiot korzystający z usług magazynu czasowego składowania w porównaniu ze składem celnym oszczędza na formalnościach i czasie, ale również płaci znacznie mniej za usługi związane z dokumentacją celną.
Jak widać, teza, że składy celne mogą w pełni zastąpić rozwiązania oferowane obecnie przez magazyny czasowego składowania nie daje się obronić w praktyce.
Słowo „praktyka”, odmieniane na wszelkie możliwe sposoby, wydaje się zresztą być kluczowe w kontekście tego pomysłu. Nikt tu najwyraźniej o aspektach praktycznych nie pomyślał, nikt nie zapytał praktyków o zdanie. Zaproponowano za to, zgodnie z pogróżkami z 2019 r. „przeniesienie unii celnej na wyższy poziom”; należałoby tylko uczciwie dodać, że autorzy mieli na myśli wyższy poziom abstrakcji.