Tak dużej skali zwolnień w motoryzacji nie było od lat

Tak dużej skali zwolnień w motoryzacji nie było od lat

MotoBarometr 2024 przynosi pesymistyczne prognozy dla rynku pracy w sektorze motoryzacyjnym w Polsce i Europie. W obliczu spadków produkcji fabryki przygotowuję się na redukcję etatów. W Polsce 32% badanych przewiduje zwolnienia w najbliższym roku, co stanowi najwyższy wynik w stawce 11 badanych krajów. Grono pesymistów jest aż osiem razy wyższe niż w 2023 roku (4%). Na sytuację zawodową w automotive wpływa także automatyzacja. Aż 83% zakładów motoryzacyjnych w Polsce ocenia, że ta przełoży się na mniejszą liczbę potrzebnych pracowników, głównie wykonujących powtarzalne zadania. Eksperci uspakajają: rzeczywiście część zawodów związanych z powtarzalnymi zadania przy linii produkcyjnej zniknie, ale już pojawia się popyt na nowe profesje, głównie związane z AI.

Z wyliczeń Stowarzyszenia Dystrybutorów i Części Motoryzacyjnych wynika, że w ciągu ostatnich 5 lat w Unii Europejskiej w obszarze produkcji części utworzono jedynie 55 tys. nowych stanowisk pracy, podczas gdy zlikwidowano ich ponad dwa razy więcej (ok. 118 tys.). Co więcej, od 2023 roku tempo redukcji zatrudnienia rośnie, a jak wskazują wyniki tegorocznego MotoBarometru w kolejnych miesiącach wcale nie musi być lepiej. W 2022 roku w 7 na 11 badanych krajów ponad połowa przedstawicieli zakładów motoryzacyjnych prognozowała wzrost zatrudnienia w ciągu najbliższych 12 miesięcy, w 2023 roku taki optymizm dotyczył 5 państw, w tym roku nie ma ani jednego takiego kraju.


– W obliczu spowolnienia sprzedaży samochodów w Europie i kosztownego przejścia na produkcję elektrycznych pojazdów największe zakłady motoryzacyjne ogłaszają coraz częściej decyzje nie tylko o zwolnieniach części załogi, ale nawet o likwidacji fabryk. Ostatnio pojawiły się doniesienia o planie zamknięcia trzech zakładów Volkswagena w Niemczech, ale i na naszym rynku widać ten niebezpieczny trend. Fabryka Stellantisa w Gliwicach rezygnuje z trzeciej zmiany i zwalnia ok. 500 pracowników, do tego MA Polska – producent stalowych nadwozi do samochodów, współpracujący m.in. ze Stellantisem – zapowiedział zwolnienia 260 osób w Tychach i Kielcach. Na podobne kroki decydują się coraz częściej także mniejsze firmy z sektora motoryzacyjnego, odczuwające presję ekonomiczną i rosnące koszty operacyjne. I choć z natury jestem optymistą, to niestety w najbliższych miesiącach nie spodziewałbym się odwrotu tego negatywnego trendu. Motoryzacja to bardzo długi, globalnie rozciągnięty łańcuch naczyń powiązanych. To, co dzieje się w oddalonych kilka tysięcy kilometrów Chinach, mocno odbija się na europejskich producentach, a tym samym na polskich zakładach. Niestety na razie w starciu Unia Europejska-Chiny, przegrywamy. Wystarczy spojrzeć na przykład na wyniki producenta aut elektrycznych BYD, który w III kwartale tego roku zdetronizował Teslę pod kątem przychodów – mówi Jacek Opala, prezes zarządu Exact x Forestall (daw. Exact Systems)

Nie ma odwrotu od redukcji etatów

Z raportu Exact x Forestall „MotoBarometr 2024. Nastroje w automotive w Europie” wynika, że w Polsce tylko co piąty respondent (21%) oczekuje wzrostu zatrudnienia, co stanowi drugi najniższy wynik wśród badanych krajów (ex aequo z Czechami i Węgrami). To także najniższy wynik od początku realizacji badania, czyli od 2016 roku. Prognoza staje się jeszcze mniej optymistyczna, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w 2024 roku grono pesymistów w Polsce jest osiem razy wyższe niż w 2023 roku. Aż 32% przedstawicieli automotive w Polsce planuję redukcję liczby pracowników w najbliższych miesiącach. Rok temu takiej odpowiedzi udzieliło tylko 4% respondentów. Ten wynik jest najwyższym w stawce badanych krajów. Największa grupa badanych – 44% – nie przewiduje żadnych zmian personalnych.

Coraz więcej robotów, coraz mniej ludzi

Zdecydowana większość zatrudnionych w zakładach produkujących pojazdy i części do nich to osoby wykonujące powtarzalne, rutynowe czynności, które można zautomatyzować. Robi to już większość zakładów produkcyjnych. Z MotoBarometru wynika, że 73% ankietowanych na pytanie, czy ich firma wdrożyła rozwiązania oparte na automatyzacji lub robotyzacji produkcji, odpowiedziała twierdząco. Podobną odpowiedź udzieliła również zdecydowana większość respondentów w pozostałych 10 badanych krajach.

Jednym z efektów takich wdrożeń może być redukcja zatrudnienia, co potwierdzają przedstawiciele fabryk. W całej stawce badanych krajów większość zapytanych odpowiedziała twierdząco na pytanie, czy automatyzacja przyczyni się do zmniejszenia poziomu zatrudnienia w ich zakładach. W tym gronie znajduje się także Polska – 83% respondentów odpowiedziało „zdecydowanie tak” lub „raczej tak”. 13% reprezentantów zakładu produkcyjnego w naszym kraju jest odmiennego zdania i nie widzi realnego przełożenia automatyzacji na mniejszy poziom zatrudnienia, a 4% nie ma zdania na ten temat.

Eksperci ostrzegają, że jedyną szansą na utrzymanie miejsc pracy w sektorze może być elastyczne podejście do zatrudnienia oraz inwestycje w rozwój nowych kompetencji pracowników.

– Zmiana modelu gospodarczego to kluczowy krok dla branży motoryzacyjnej. Bo choć obecnie największym problemem dla firm są niestabilne zamówienia, malejący popyt oraz trudna sytuacja polityczna na świecie, to w dłuższej perspektywie to robotyzacja i AI będą miały największy potencjał do odbierania pracy. Dlatego kluczowym czynnikiem będzie elastyczność, rozumiana dwojako. Po pierwsze, w warunkach dużej zmienności i niepewności zlecanie procesów agencjom pracy tymczasowej staje się dla firm najbezpieczniejszym rozwiązaniem, gwarantującym ciągłość produkcji przy jednoczesnym zachowaniu kontroli nad kosztami. Po drugie, tylko organizacje, które wykorzystają potencjał AI do tworzenia nowych rozwiązań i technologii w produkcji pojazdów, mają szansę za kilka-kilkanaście lat dobrze radzić sobie na rynku. I w tym celu nie zawsze trzeba zatrudniać wykwalifikowanych specjalistów z rynku, można, a wręcz to jest wskazane w obliczu wewnętrznej konieczności reedukacji etatów, przekwalifikować część swoich pracowników. To dla nich szansa, aby nie stracić pracy, a jednocześnie zdobyć nowe umiejętności, które będą bardzo potrzebne w kolejnych dekadach – mówi Dawid Bąk, prezes Steam Workforce.

Poleć ten artykuł:

Polecamy