ViaTOLL w środku lata 2014

ViaTOLL w środku lata 2014

Miało być pięknie, a wyszło jak zawsze... Od dłuższego czasu posłowie pracowali nad nowelizacją ustawy o drogach publicznych, a dokładnie nad zmianą w systemie karania kierujących naruszających przepisy dotyczące systemu viaTOLL. Atmosfera wokół całej sprawy narastała wraz z...

Interpretacje przepisów dotyczących karania okazały się sprzeczne z Konstytucją RP. Potwierdzenie takiego stanowiska możemy znaleźć w wielu wyrokach sądów. Przez media przelała się fala krytyki wylanej najpierw na Kapscha, a potem na twórców tego wspaniałego prawa. Dla ekipy rządzącej stało się jasne, że trzeba coś zmienić. Jednocześnie nastąpiły zmiany personalne i w GDDKiA, i ministerstwie transportu. Wielu przedsiębiorców i kierowców upatrywało w tych zmianach jutrzenki normalności i dostosowania polskiego prawa do przepisów innych państw EU, w których system viaTOLL działa bez większych problemów.

Obiecująca nowelizacja

Projekt, który powstał był bardzo obiecujący. Sami nie mogliśmy uwierzyć, że coś takiego może być brane pod uwagę. Nowelizacja zakładała zwolnienie z tzw. viaTOLL przedsiębiorców wykonujących przewozy na liniach regularnych do 150 km. Zwolnione miały być również samochody osobowe z przyczepkami/lawetami, a także autobusy dowożące dzieci do szkoły. Natomiast ani słowem nikt nie wspomniał o możliwości doładowania konta „wstecz”, co jest fundamentalną i najważniejszą zmianą, o którą postulujemy od samego początku. Jednocześnie wszystkie nasze źródła zbliżone do Komisji Infrastruktury mówiły wprost o tym, że zmiany te nie zostaną przyjęte. Poczuliśmy delikatną „niespójność” w działaniach tejże komisji. Równocześnie zaczęły w nas dojrzewać najczarniejsze obawy, które mieliśmy od samego początku prac nad tym projektem.

Projekt nie ma niczego naprawiać. Ma tylko wprowadzić kosmetyczne zmiany, które zamkną usta zirytowanemu społeczeństwu oraz instytucji takiej jak RPO. Ministerstwo finansów powtarzało cały czas, jak mantrę, że w systemie viaTOLL nie chodzi o karanie. Że to nie jest skok na kasę obywateli. Wszystkie te deklaracje już dziś można włożyć między bajki.

W systemie viaTOLL chodzi o karanie. Trzeba to dziś jasno i wyraźnie powiedzieć.

Co się udało?

Ze wszystkich proponowanych zmian przyjęto w zasadzie trzy.

Po pierwsze kara będzie nakładana na właściciela pojazdu lub osobę, która w danym momencie włada pojazdem (istotne przy leasingu). Okazało się, że ściągalność kar z kierowców jest mizerna. Większość z nich zarabia nie więcej niż 4000 złotych i nie posiada majątku o większej wartości. Co bardziej zapobiegliwi sporządzili nawet rozdzielność majątkową, która uchroniłaby ich w przypadku problemów z viaTOLL od konfiskaty ciężko zarobionego mienia. Posłowie zdali sobie sprawę, że o wiele większym majątkiem dysponują przedsiębiorcy. Już sam fakt posiadania samochodu ciężarowego jest dla nich doskonałym prognostykiem przy okazji przyszłej egzekucji. Przeniesienie kary na przedsiębiorcę to Jackpot. To otwarcie sejfu z główną nagrodą. To zdobycie skarbca Smauga.

W każdym normalnym kraju państwo stara się pomóc przedsiębiorcom, aby ich firmy rozwijały się i zatrudniały nowych pracowników. Polski transport jest wiodący w Unii Europejskiej. Logicznie rzecz biorąc, państwo powinno dbać o tą perełkę i wspomagać firmy transportowe, a przynajmniej im nie przeszkadzać w funkcjonowaniu. Niestety w naszym kraju ekipa rządząca dwoi się i troi, aby jak najgłębiej wydrenować kieszeń polskiego przedsiębiorcy. Najbardziej zaś po czterech literach dostają firmy niewielkie. Firmy zachodnie, które wchodzą na nasz rynek (np. Polski Bus – nazwa jest myląca), nie mają takich problemów. Ministerstwo transportu nie ma zamiaru wspomóc polskich firm w walce z molochem. Mało tego. Jest zadowolone, że oto do kraju zawitał zagraniczny kapitał. Oczywiście inne ministerstwo (finansów) na tym traci, ale nie to jest tematem tej publikacji. Widomo już, że przeniesienie kary na przedsiębiorcę jest następnym skokiem na kasę.

Posłowie złagodzili wymiar finansowy kar. Kara 3000 złotych została zmniejszona o połowę, czyli do 1500 złotych. Kara zaś dla zespołów samochodowych przekraczających DMC 3,5 t będzie wynosić 500 złotych. Dodatkowo ustawodawca chce wprowadzić tzw. „24-godzinne okienko”, w ramach którego będzie można nałożyć tylko jedną karę w ciągu 24 godzin. Łaskawi posłowie PO. Kara 1500 złotych za odcinek kosztujący 0,98 PLN. Tak wysokich kar nie tworzył nawet cesarz Kaligula, który był uznawany za najokrutniejszego tyrana w historii.

Jednakże nawet ta wysokość kary byłaby do przyjęcia, gdyby szanownym posłom przez moment przez myśl przeszła inna poprawka. Poprawka, która jest tak logiczna i prosta, że nawet dziecko ze szkoły podstawowej już dawno by ją wymyśliło. Chodzi mianowicie o możliwość doładowania konta wstecz. Jeżeli dochodzi do naruszenia (przejazdu przez odcinek drogi płatnej bez uiszczenia opłaty), to w takim przypadku mamy np. 24 godziny na doładowanie konta. Unikamy w ten sposób nałożenia kary, a naruszenie to jest natychmiast kasowane. Dopiero po upływie 24 godzin i braku ingerencji z naszej strony dochodzi do rejestracji naruszenia. Jest to tak logiczne, że nie chce mi się pomieścić w głowie fakt, że cały skład szanownej komisji nawet nie wspomniał o tym pomyśle. To byłoby rozwiązanie, które zakończyłoby viaPŁACZE.

Karani byliby tylko przedsiębiorcy, którzy faktycznie uchylaliby się od obowiązku opłaty. Robiliby to na własne życzenie. W takim przypadku zgodziłbym się nawet z karą w wysokości 3000 złotych . Niestety w jakiś niewytłumaczalny sposób komisja nawet nie zająknęła się na ten temat. Dlaczego? Dlatego, że mnóstwo naruszeń, które dziś są wykrywane, nie ujrzałoby nawet światła dziennego. Mogło by się okazać, że wykrywanie naruszeń w systemie viaTOLL spadło o 90%. My jednak wiemy, że to jest skok na kasę, więc byłoby to działanie irracjonalne ze strony posłów.

Potwierdzają to nawet słowa podsekretarza stanu w Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju, pana Zbigniewa Klepackiego: „…każda propozycja zwolnienia z opłat powoduje rozszczelnienie systemu i spadek w mniejszym lub większym stopniu przychodów z tytułu opłaty elektronicznej…”. To iż system viaTOLL miał być adresowany do firm transportowych, które posiadają auta powyżej 3,5 tony, a do przeciętnego Kowalskiego, któremu udało się uzbierać na przyczepę kampingową i zabiera rodzinę na Mazury, nie ma tu większego znaczenia. Krajowy Fundusz Drogowy przyssał się do tych pieniędzy tak bardzo, że nie może bez nich żyć. Ciekawe kiedy ten Fundusz przyssie się ostatecznie do wszystkich samochodów w kraju, bo bezsprzecznie to prędzej czy później nastąpi. Władza poczuła już zapach naszych pieniędzy i jak widać, z całą pewnością nie odpuści.

Zatem pominięcie tak istotnej kwestii jak możliwość opłacenia należności wstecz, przekreśla cały ten projekt. Rok temu pisałem, że dzieło to ma na celu tylko i wyłącznie naniesienie kosmetycznych poprawek i zmianę podmiotu płatnika z kierowcy na właściciela.

Następną zmianą, którą warto poruszyć jest rygor natychmiastowej wykonalności. Do tej pory wniesienie odwołania nie wstrzymywało tego rygoru. Teraz (to znaczy jeśli ten zapis pozostanie ostatecznie w projekcie) nie będziemy musieli płacić od razu. Osobiście uważam, że nie jest to żaden ukłon w stronę obywateli, ale wprowadzenie normalności w morzu absurdu.

Ostatnia kwestią jest skrócenie terminu przedawnienia. Do tej pory było to 5 (!!!) lat. Świadczy to o tym, jak poważnym przestępstwem dla finansów państwa jest przejazd bez uiszczenia opłaty. Teraz ten termin zostanie skrócony do 180 dni. Mamy więc do czynienia z następnym mydleniem oczu obywatelom, a nie żadną realną propozycją zmian. Takie działania pozorowane, gdyby ktoś pytał.

Efekt bramek

Napawamy się wspaniałymi autostradami, budowanymi z takim trudem i kosztem wielu firm, które je realizowały. Ich wspaniałość kończy się jednak na bramkach. Są absolutnie niedrożne. Tworzą się na nich kilometrowe korki. Kierowcy klną niczym szewcy, GDDKiA jak zawsze rozkłada ręce, gdyż to ostatnio ich podstawowy gest. Czy projektanci tychże autostrad nie zdawali sobie sprawy z tego, że ruch na nich będzie tak duży? A może… zdawali sobie sprawę i zrobili to specjalnie? Biorąc pod uwagę pomysł minister Bieńkowskiej, aby zamiast tradycyjnych punktów opłat, przejść na system elektroniczny, można dojść do takiego wniosku. W ten to właśnie sposób ministerstwo transportu wprowadzi system viaTOLL do samochodów osobowych. A skoro już kierowcy będą płacić za autostrady, to dlaczego nie mieliby płacić też za inne drogi?

W następne wakacje zobaczymy rzecznika prasowego GDDKiA, który ogłosi, że wprowadzenie systemu viaAUTO (czy jaką nazwę będzie nosił ten wynalazek) było wielkim sukcesem i projekt będzie rozwijany. Potem bardzo szybko MT ogłosi, że samochody osobowe powinny płacić za przejazd drogami płatnymi, gdyż taka czy inna kwota wpłynie wtedy do Funduszu Drogowego. Na koniec szybko i z błędami zostanie zrobiona następna nowelizacja. Niemożliwe?

Kto zajmie się więc obsługą nowego systemu? Kapsch? Ma już przecież system, infrastrukturę, kadrę pracowniczą. Problem w tym, że w Kapsch nie da się zatrudnić „swoich” ludzi. Czego więc możemy się spodziewać? Nowego operatora i nowego systemu, którego koszt wyniesie 2-3 miliardy złotych. Czym będzie się różnił od obecnego? Przede wszystkim będzie zatrudniał kilka razy więcej pracowników. Zarząd będzie liczył co najmniej 12-15 osób. Może znajdziemy w nim np. byłego ministra? Przecież sprawdził się już na stanowisku. Kiedy tylko zostanie oczyszczony z zarzutów, będzie mógł zająć się robieniem interesów. Stanowisko na wysokim stołku w takiej spółce będzie z pewnością wynagrodzeniem za wszystkie niedogodności. Tak właśnie na naszych oczach realizuje się kolejny „wspaniały” pomysł na wydrenowanie naszych kieszeni.

***

Proszę uważnie prześledzić wszystko to, co piszemy na temat ViaTOLL od czasu powstania tego systemu. Jak na razie wszystko, co napisaliśmy sprawdza się przynajmniej w 90%.

 

Poleć ten artykuł:

Polecamy