Wybór i poczucie kontroli

Wybór i poczucie kontroli

Piątego lutego 1982 roku, 1300 kilometrów na zachód od Wysp Kanaryjskich łódź Stevena Callahana „Napoleon Solo” przewróciła się podczas sztormu. Siedemdziesiąt sześć dni później rozbitek został znaleziony na przeciekającej tratwie u wybrzeży Gwadelupy. W książce „Adrift”...

Podczas zejścia ze szczytu Siula Grande w Andach peruwiańskich, Joe Simpson złamał nogę. Jego partner, Simon Yates, postanowił przetransportować go przywiązanego do lin. Nie mogąc utrzymać ciężaru, przeciął linę. Joe uniknął pewnej śmierci, wpadając w szczelinę lodową i doczołgując się do obozu po kilku dniach – w momencie kiedy Simon miał już go opuścić.

W książce „Touching the void” napisał: „Byłem pewien jedynie dwóch rzeczy: Simon poszedł i nie wróci. Zostanie na lodowcu wykończyłoby mnie. Perspektywa czekania na śmierć skłoniła mnie do dokonania wyboru: powolnego zsuwania się po linie aż do znalezienia drogi lub śmierci. Wolałem to od biernego czekania.” Przeżycie dla Callahana i Simpsona było kwestią wyboru. Wybór jest imperatywem również w życiu codziennym: „działać czy obserwować?”, „akceptować co przyniesie los, czy bić się o swoje?”. Mierzymy postępy w naszym życiu za pomocą różnych skal: lat, wydarzeń, osiągnięć, wyborów. Skąd bierze się zdolność dokonywania wyborów?

W 1957 roku Curt Richter w Szkole Medycznej Johna Hopkinsa przeprowadził eksperyment, który wielu uzna za szokujący. Umieścił szczury w pojemnikach – jedno zwierzę na pojemnik – i nalał wody. Szczury znalazły się w sytuacji bez wyjścia: pływać lub utonąć. Jak długo pływały? Średnio 15 minut, po czym tonęły. W drugim wariancie eksperymentu, kiedy szczury były na skraju wyczerpania, Richter wyciągał je z wody, osuszał i wkładał do klatki. Powtarzał to kilka razy. Szczury potrafiły pływać do 60 godzin zanim utonęły.

Szczury miały cel pozostania przy życiu do następnego wyłowienia. Te, które nie miały celu, tonęły natychmiast. Doświadczenie nauczyło je, że miały pewną kontrolę nad swoim losem. Można powiedzieć, że szczury wybrały życie, podobnie jak zrobił to Steven Callahan i Joe Simpson. Curt Richter odkrył motywacyjny efekt posiadania celu. Osiem lat później Martin Seligman przeprowadził eksperyment, który zainicjował współczesne badania nad poczuciem kontroli. Psy były w boksach powiązane uprzężą w pary. Bodźcem było nieszkodliwe, lecz bolesne drażnienie prądem. Tylko jeden z psów miał kontrolę nad bodźcem – mógł ruchem głowy nacisnąć boczny panel i skrócić ból odczuwany przez obydwa psy. Czas drażnienia prądem i ilość bólu doświadczanego przez psy była identyczna. Różnica polegała na tym, że dla jednego z psów ból był pod kontrolą, a dla drugiego z pary – nie. Psy, które nie posiadały kontroli nad aplikowanym bólem, doświadczały silnego stresu, a finalnie – depresji, która utrzymywała się nawet wówczas, gdy eksperyment został już zakończony.

W drugiej fazie eksperymentu, obydwa psy z pary zostały postawione wobec zupełnie nowego zadania, po to, by przekonać się czy kontrola nad sytuacją (bądź jej brak) zostały wyuczone, czy też nie. Psy zostały umieszczone w pomieszczeniu przedzielonym niskim przepierzeniem. Tam, gdzie znajdował się pies, podłoga była co jakiś czas pod prądem. W drugiej części było bezpiecznie. Przepierzenie było niskie, a psy, które w części pierwszej eksperymentu miały kontrolę nad aplikacją bólu, szybko nauczyły się przeskakiwać do części bezpiecznej. Spośród psów, które w pierwszej części eksperymentu nie miały kontroli nad tym, jak długo ból trwał, dwie trzecie leżało biernie na podłodze i cierpiało, nie podejmując prób zmiany swojej niekorzystnej sytuacji. Nawet jeśli widziały, jak inne psy przeskakiwały przepierzenie, nawet kiedy badacze przeciągali je do drugiej części, wolnej od prądu, w kolejnych próbach psy nie ruszały się, były zrezygnowane i poddawały się bólowi. Dla tych psów uwolnienie się od bólu po drugiej stronie przepierzenia – tak bliskiej i tak łatwo dostępnej – było niewidoczne. Psy te nie były w stanie dokonać wyboru, ponieważ aby go dokonać, trzeba najpierw widzieć, że kontrola nad sytuacją jest możliwa. Psy, doświadczając w części pierwszej eksperymentu całkowitej utraty kontroli, wyuczyły się bezradności. Kiedy kontrola została przywrócona, ich zachowanie się nie zmieniło, dlatego, że nadal nie postrzegały kontroli. Ilość dostępnego wyboru była dużo mniej istotna niż ilość postrzeganego wyboru.

Mechanizm

W dokonywanie wyborów zaangażowane są dwie podstawowe części ludzkiego mózgu: prążkowie (striatum) i kora przedczołowa (prefrontal cortex). Prążkowie stanowi część zwojów podstawnych (basal ganglia) mózgu, schowane jest głęboko pod korą i podobnie wygląda u gadów, ptaków i ssaków. Prążkowie ocenia nasze doświadczenie: „cukier = dobry”, „leczenie kanałowe zęba = złe”. Na szczęście, wiedza o tym, że słodkie jest OK, a ból – nie, to za mało, by kierować naszymi wyborami. Musimy jeszcze skojarzyć, że zbyt wiele słodkiego w naszej diecie prędzej czy później doprowadzi do kanałowego leczenia zęba. Jest to zadanie dla drugiego komponentu mózgu zaangażowanego w dokonywanie wyborów: kory przedczołowej. Kora przedczołowa jest mózgowym centrum dowodzenia, które otrzymuje sygnały od prążkowia i wykorzystuje je do planowania i wykonania działania najkorzystniejszego dla właściciela mózgu. Kora ta przeprowadza analizę kosztów (natychmiastowe i przyszłe konsekwencje) oraz kontroluje impulsy (szkodliwe w długiej perspektywie czasu).

Potrzeba wyboru

Potrzeba dokonywania wyborów (kontroli sytuacji) jest wrodzona. Ujawniamy ją dużo wcześniej niż potrafimy werbalnie wyrazić. Badano dzieci 4-miesięczne: pociąganie za sznurek (przywiązany do rączki) pozwalał im uruchomić pozytywkę z ładną muzyką. Kiedy został zniesiony związek między rączką, sznurkiem i muzyką (naukowcy puszczali tę samą muzykę w tym samym przedziale czasu), dzieci były złe i smutne. Dzieci nie tylko chcą słuchać miłej muzyki. Dzieci chcą mieć wpływ na wybór muzyki, której słuchają.

Pragnienie dokonywania wyboru może być tak silne, iż szkodzi samemu decydentowi. Wybór ma ujawnić najlepszą dostępną opcję. Często jednak najlepsza opcja pozostaje zlekceważona, ponieważ dominuje chęć dokonania wyboru „na siłę”. Nawet jeśli wybór pociąga za sobą dodatkowe zasoby czasu i energii, i tak jest preferowany.

Szczury w labiryncie miały do wyboru albo prostą ścieżkę, albo z wieloma odgałęzieniami. Obydwie ścieżki prowadziły do tej samej ilości jedzenia, a więc nie było większej lub mniejszej marchewki na końcu. W wielu próbach prawie każdy testowany szczur preferował ścieżkę z odgałęzieniami. Instynkt dokonywania wyboru jest tak silny, że wybór przestaje być środkiem do celu, lecz staje się celem wartościowym samym w sobie. Wybór podobnie jak wiedza jest wartością autoteliczną.

Zwierzęta w zoo maja minimalną kontrolę nad własnym życiem. Nawet jeśli przebywają w komfortowych warunkach (olbrzymie wybiegi), przeżywają permanentny stres. Zebra non stop wyczuwa obecność lwa. Słonie afrykańskie żyją średnio na wolności 56 lat. W ogrodach zoologicznych średni wiek życia afrykańskiego słonia wynosi 17 lat. Śmiertelność noworodków niedźwiedzia polarnego w ogrodach zoologicznych wynosi 65%.

Skutki ograniczonego wyboru

Ludzie nie zamykają się dobrowolnie w klatkach, niemniej dobrowolnie tworzą systemy (prawne, biurokratyczne), które ograniczają indywidualne wybory, podporządkowując je dobru ogółu. Co się dzieje, gdy nasza zdolność do racjonalnego rozpoznania korzyści z istnienia tych restrykcji wchodzi w konflikt z instynktowną niechęcią wobec nich?

Michael Marmot z University College of London przebadał od 1967 roku ponad 10 000 urzędników brytyjskich (w wieku od 20 do 64 lat) pod kątem wpływu percepcji wyboru na ich dobrostan (well-being), czyli poczucie szczęścia. Wbrew panującym stereotypom („prezes umierający na zawał przed pięćdziesiątką”), najgorzej opłacani pracownicy umierali trzy razy częściej na powikłania chorób wieńcowych niż szefowie firm. Oczywiście najubożsi prowadzą mniej higieniczny tryb życia (więcej palą, gorzej jedzą, mniej się ruszają). Po wyeliminowaniu tych wszystkich czynników okazało się, że i tak gorzej opłacani umierają dwa razy częściej na serce niż bogaci. Najciekawsze w tych badaniach jest jednak to, że za ten stan rzeczy wcale nie odpowiada grubość naszego portfela. Pracownicy zarabiający bardzo dużo, ale niebędący szefami, byli narażeni na choroby serca w dużo większym stopniu niż ich szefowie. Ryzyko zawału jest bezpośrednio powiązane ze stopniem kontroli nad własną pracą i życiem. Szef różni się od wszystkich pozostałych tym, że tylko on kieruje swoimi zadaniami i zadaniami swoich podwładnych.

Świadomość posiadania kontroli

Czy istnieje jakieś pocieszenie? Badania Michaela Marmota potwierdziły to, co wcześniej odkrył Martin Seligman: największy wpływ na poziom zdrowia ludzi miała nie rzeczywista kontrola sytuacji, lecz postrzegana kontrola (przez samych zainteresowanych). U pracowników tego samego szczebla poziom postrzeganej kontroli potrafił się znacznie różnić. W odróżnieniu od zwierząt, postrzegana przez ludzi kontrola lub poczucie bezradności nie są całkowicie dyktowane przez czynniki zewnętrzne.

Mamy zdolność stworzenia sobie wyboru przez zmianę interpretacji świata. Ludzie, którzy postrzegają negatywne doświadczenia własnego życia jako rezultat sił pozostających poza ich kontrolą, są bardziej narażeni na stany depresyjne.

Warto zatem kultywować „wyuczony optymizm” odkryty jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku przez Ellen Langer z Harvardu. Psycholożka ta badała pensjonariuszy domu spokojnej starości Arden House w Connecticut. Ludzie ci zajmowali dwa piętra. Na pierwszym, opiekun wręczył pensjonariuszom roślinę w doniczce i oświadczył, że pielęgniarki będą się tą rośliną zajmować. Pensjonariusze pierwszego piętra zostali również poinformowani, iż pokaz filmów odbywa się w czwartki i piątki, i że zostaną poinformowani, w który dzień obejrzą film. Opiekun jednocześnie zapewnił seniorów z pierwszego piętra, iż oczywiście pozwala im odwiedzać pensjonariuszy na innych piętrach i wypełniać czas różnymi czynnościami, takimi jak czytanie, słuchanie radia i oglądanie telewizji. Istotą działań opiekuna względem mieszkańców pierwszego piętra było pozwolenie im na robienie różnych rzeczy, niemniej odpowiedzialność za ich dobre samopoczucie przejmował wykwalifikowany personel (jest to norma w większości domów spokojnej starości).

Na drugim piętrze, pensjonariusze mogli sobie wybrać roślinkę, którą będą się opiekowali: to seniorzy będą odpowiedzialni za to, czy roślinka przeżyje czy uschnie. Podobnie mogli wybrać, w jaki dzień będą oglądać film (czy w czwartek, czy w piątek) i zostali poinformowani, że mogą sobie swobodnie wybrać i zaplanować jak spędzić dzień (odwiedzić znajomych, czy słuchać radia, czy oglądać telewizję). Seniorzy mieli kontrolę nad przebiegiem własnego dnia.

Mimo różnic w komunikatach przekazanych seniorom, personel traktował ich identycznie, poświęcając im tyle samo uwagi. Ponadto, dodatkowe wybory dane pensjonariuszom z drugiego piętra wydawały się trywialne (ostatecznie każdy miał roślinkę i każdy oglądał film w czwartki lub piątki). Niemniej samopoczucie seniorów na dwóch piętrach po pewnym czasie znacznie się różniło. Po trzech tygodniach ci, którzy mieli kontrolę nad własnym życiem, byli bardziej pobudzeni i szczęśliwsi. Zdrowie tych, którzy kontroli nie mieli, znacznie się pogorszyło (u 70% osób). Zdrowie tych, którzy kontrolę mieli, polepszyło się (u 90% osób). Po pól roku różnice widoczne były w poziomie zgonów.

Pensjonariusze odnieśli korzyść z posiadania kontroli nad wyborami, które były symboliczne. Niewielkie, lecz częste wybory mają nieproporcjonalnie duży i pozytywny wpływ na percepcję całkowitej kontroli nad własnym życiem. Jak mawia amerykańska powieściopisarka, Joan Didion: „We tell ourselves stories in order to live”.

Poleć ten artykuł:

Polecamy