Niewidzialna ręka rynku działa
W ciągu ostatnich ponad dwóch i pół roku od wejścia Polski do Unii Europejskiej nasz rynek transportu drogowego udowodnił, że potrafi sam się regulować na zasadach rynkowych. Nie są mu potrzebne nadmierne, z góry narzucane regulacje, które dziecinnie łatwo można obejść za pomocą naszej słowiańskiej pomysłowości. Tak właśnie stało się z ideą wprowadzenia w 2005 roku licencji na działalność transportową.
Wszystko za sprawą bardzo szybko rosnącej wówczas liczby firm, zajmujących się międzynarodową działalnością transportową. Niektóre środowiska przewoźników drogowych biły wówczas na alarm, że do przewozu tej samej masy towarów w szranki stanęło dużo więcej konkurentów niż było ich przed wejściem do Unii. Dla wielu z tych, którzy mieli ugruntowaną pozycję na rynku sposobem na nieuczciwe (ale w majestacie prawa) „ugotowanie” konkurentów było wprowadzenie licencji transportowych. Wszystko – oczywiście – pod „płaszczykiem” dbałości o interesy konsumentów, jak przy wprowadzaniu każdej licencji – jako sposobu na ograniczenie wolności gospodarczej.
Ów „płaszczyk” stanowiło wówczas wyeliminowanie nieuczciwej konkurencji. Rzeczywiście, powstawały firmy-krzaki, tylko po to, by raz a dobrze oszukać co bardziej pazernego klienta. Specjalnie piszę – „co bardziej pazernego” – bo któż dawał się oszukać? Ano ten, kto – mimo głosu rozsądku, mówiącego, że za tania oferta przewozu jakiegoś towaru jest podejrzana, zlecał przewóz. Potem okazało się, że z takimi przewoźnikami są same problemy. Rzucali oni cień na całą resztę, czyli zdecydowaną większość rzetelnych transportowców.
Wówczas narodził się pomysł ukrócenia tego, poprzez odgórną regulację – licencję. Na przykład - każdy prowadzący tą działalność musiał się wykazać odpowiednim majątkiem. Nic prostszego ominąć ten zapis. Wystarczyło zadłużyć się u całej rodziny, przelać na kilka dni kasę na konto, wziąć wyciąg i pokazać, że ma się tyle pieniędzy, ile trzeba. Wielu do majątku zaliczało swój dom lub tabor samochodowy.
Wszyscy, którzy dotychczas przewozili towary, przewozili więc i po wprowadzeniu licencji. Z tym, że jeszcze później rzeczywiście liczba firm transportu drogowego zaczęła maleć, ale za sprawą naturalnego uregulowana się rynku. Funkcjonujące listy dłużników transportowych, czy rejestry długów wykluczyły z obrotu rynkowego nieuczciwych przewoźników, na tyle skutecznie, że w drugiej połowie 2006 roku liczba firm transportu drogowego zaczęła maleć. Koniunktura w tej działalności zaczęła nabierać rumieńców, i trwa do dzisiaj.
Tak oto wykpiwana przez lewicowe środowiska „niewidzialna ręka rynku” znów okazała swój zbawienny wpływ. Najlepiej pozwolić gospodarce samej się regulować – sama zrobi to najlepiej.
Marek Loos
Redaktor naczelny
marek.loos@truck-business.pl