Dlaczego jesteśmy pesymistami?
Polscy przewoźnicy drogowi są jednymi z największych pesymistów w tej branży w Europie, gdy jeszcze w 2007 r. byli największymi optymistami. Taki jest jeden z rezultatów tegorocznej edycji naszego międzynarodowego badania rynku transportu drogowego Europejski Barometr Transportowy. Moi belgijscy koledzy z wydawnictwa MMM Business Media – pomysłodawcy badania – zastanawiali się dlaczego tak jest. Odpowiedź znalazłem analizując zmiany cen usług przewozowych w 2008 r. w porównaniu do 2007, a dokładniej – różnicę między średnią dla całej Unii Europejskiej zmianą cen usług przewozowych, a zmianami, na które mogli sobie pozwolić polscy przewoźnicy, by utrzymać przy sobie klientów.
Na lekki wzrost cen frachtów mogła sobie pozwolić w UE ponad połowa przewoźników (51,9 proc.), gdy w Polsce tylko jedna trzecia (34,6 proc.). Lekki spadek odnotował tylko co siódmy transportowiec w UE (13,6 proc.), gdy w Polsce był do tego zmuszony prawie co trzeci (28,8 proc.). Najbardziej drastyczne jest jednak porównanie dwóch kolejnych rezultatów ankiety. Do znacznego obniżenia cen swoich usług transportowych było zmuszonych 21,2 proc. naszych przewoźników, gdy średnio w Unii tylko 7,3 proc., a do silnego wzrostu cen tych usług nie przyznał się żaden polski ankietowany przewoźnik, gdy w UE – aż co ósmy (12,5 proc.).
Ta analiza daje jasną odpowiedź dlaczego nasi przewoźnicy z największych optymistów w Europie, jakimi byli jeszcze dwa lata temu, stali się w 2008 r. największymi malkontentami.
Oprócz wojny na stawki frachtowe (której przyczynę wyjaśniłem z pomocą statystyk powyżej), sen spędzają z oczu polskim przewoźnikom drogowym przedłużające się w nieskończoność opóźnienia w płatnościach za wykonane usługi. Procedura ściągania należności coraz częściej poszerza się o windykację oraz - w ostateczności - kosztowny i czasochłonny (w polskich warunkach) proces sądowy. Wszystko to za sprawą trwającego już od półtora roku kryzysu w branży transportowej. Ogromna liczba firm zajmujących się przewozami drogowymi, odziedziczona po okresie świetnej koniunktury roku 2007, teraz nie może się pomieścić na rynku. Przewoźnicy na wszelkie sposoby zdobywają zlecenia, nawet poniżej kosztów, tylko po to, by przetrwać. „Łapią” przewozy międzynarodowe, nawet po stawkach niższych od kosztów w nadziei, że zestaw transportowy w drodze powrotnej „załapie” jakiś towar w ramach kabotażu, bez sprawdzenia wiarygodności zleceniodawcy. Udaje się to z pomocą giełd ładunków, ale często radość bywa krótka, gdyż tak „podłapany” klient tylko czekał na łatwowiernego przewoźnika, by nigdy nie zapłacić mu za usługę. Bywa, że kilka takich chybionych transakcji jest w stanie zachwiać finansami przewoźnika.
I tak zazębia się mechanizm wojny na frachty z utratą płynności finansowej firmy transportowej. Szczegóły w wyczerpującym zagadnienie raporcie o problemie płynności finansowej firm przewozowych.
Marek Loos
(marek.loos@truck-business.pl)