Trudny czas – tak można określić rok 2009. Jednak najłatwiej jest tak skwitować tamte 12 miesięcy w polskim i europejskim transporcie drogowym. Niemal wszyscy tak mówią. Jednak nie dla wszystkich przewoźników rok był trudny. Są transportowcy, których firmy bardzo dynamicznie i z sukcesami rozwijały się w 2009 r. Dlaczego? Jest kilka powodów. Bo zawczasu sprawdzali potencjalnych klientów, czy są wypłacalni, prosząc o wyniki finansowe i referencje, by przeprowadzić swoiste badanie customer satisfaction. Dzięki temu uniknęli zmory ubiegłego roku – utraty płynności finansowej. Bo niezwykle skrupulatnie dbają o jakość świadczonych usług. Pisaliśmy pod koniec poprzedniej zimy o tym, że wiosną będzie opłacało się wymieniać flotę pojazdów spełniającą normę ekologiczną Euro3 od razu na Euro5, z pominięciem Euro4. Dlaczego? Bo rozpiętość cenowa między pojazdami z silnikami Euro3 i Euro5 była bardzo niewielka, ale tylko przez kilka miesięcy. Jeżeli tylko przewoźnik mógł sobie na to pozwolić, powinien wówczas dokonać tej wymiany. Potem mógł spijać śmietankę z tej inwestycji, bo opłaty za przejazd przez kraje, w których są elektronicznie naliczane opłaty drogowe, uzależnione od emisji spalin, są tym niższe, im wyższą normę Euro spełniają pojazdy. Tym, którzy z tej okazji skorzystali, spadły koszty świadczonych usług, stali się więc bardziej konkurencyjni w porównaniu do swoich rywali. Polityka inwestycyjna to również wydatki skierowane raczej w usprawnienie zarządzania, a nie tylko w powiększanie floty. Chodzi o systemy informatyczne wspierające prowadzenie firmy jako całości, a nie tylko jej części przewozowej. Dzięki tym systemom można tym samym lub mniejszy taborem przewieźć więcej, a i w innych sferach funkcjonowania firmy można znaleźć oszczędności. Przewoźnicy, którzy mądrze inwestowali zawczasu – zanim jeszcze rozpoczął się kryzys – korzystają do dzisiaj ze swojej zapobiegliwości i z „odporności” na zjawisko „owczego pędu” do powiększania floty, co przed kryzysem było niemal jedynym znanym sposobem inwestowania. Wkrótce potem „owczy pęd” nakazywał wyprzedawanie ciągników siodłowych i naczep. W pierwszym przypadku czekało się na pojazd nawet do roku, a w drugim – zakrawało na cud sprzedać pochopnie nabyte auta i naczepy. Stąd spadek cen na rynku wtórnym, jego załamanie i kłopoty producentów. Co czeka przewoźników w 2010 roku? Ano chyba stopniowa poprawa koniunktury, co wielu już odczuło w drugiej połowie 2009 r. Rynek się przetasował, oczyścił i uspokoił. Mimo ponownego spadku wskaźnika koniunktury w transporcie w ostatnim kwartale ubiegłego roku, gospodarka polska rośnie, a wraz z tym wzrostem musi rosnąć zapotrzebowanie na przewożenie wytworzonych dóbr. Można – jak sądzę – optymistycznie patrzeć w przyszłość.