Rynek pracy w transporcie w pewnym sensie zaczyna przypominać sytuację w światowym futbolu. W obu profesjach warunki dyktują pracownicy „fizyczni” (niech się żaden kierowca ani piłkarski kopacz nie obrazi), którzy najchętniej zarabialiby więcej niż prezesi (w piłce nożnej już to ma miejsce). Wierność pracodawcy? Wypełnienie podpisanej umowy? Etyczne działanie? Coraz częściej to tylko puste słowa.
Niejaki Neymar zamienił sławną FC Barcelonę i granie z Leo Messim na Paris St. Germain. Wielu innych też najpierw całuje klubowy herb, a kilka tygodni później przestaje trenować byle tylko przejść do teamu, który więcej płaci. I nie ważne czy to Barcelona (choć to jeszcze można wytłumaczyć) czy też Turcja, Chiny, kraje arabskie, Indie – co jakiś czas powstaje nowe eldorado. Podobnie jest w transporcie. Niemal każdy przewoźnik przyjmie prowadzącego ciągnik siodłowy bez zadawania zbędnych pytań. Życzenia za to mają potencjalni pracownicy: auto wyposażone w lodówkę, ogrzewanie/chłodzenie postojowe, preferowane kierunki, o wysokości apanaży nie wspominając itp. W tym wszystkim wspierają ich zachodnioeuropejscy ustawodawcy. „Będzie jeszcze gorzej” – słychać westchnienia w kuluarach.
Zgodnie z naszym nowym zwyczajem mamy także dobre wiadomości. Nie będę jednak ich zdradzał we wstępie, prosimy zajrzeć do środka wydania. Łatwo je znaleźć, bo są na kolorowym tle. Praca przewoźnika jest ciężka, lecz tylko optymiści przetrwają. Dlatego na przekór jesiennej szarudze uśmiechajmy się jak najwięcej, choćby patrząc na Coutinho, innego gwiazdora zielonej murawy, który mimo strajków i buntów do nowego pracodawcy nie został w z Liverpoolu puszczony, a teraz znów udaje miłość do drużyny „The Reds”