Bieganie w metalowym rytmie

Bieganie w metalowym rytmie

Inaugurujemy nową rubrykę na Log24.pl. Branża TSL to nie tylko procedury, usługi/produkty, maile i zebrania. Najistotniejsi są ludzie. Będziemy rozmawiali na tematy w większości… niedotyczące bezpośrednio wykonywanych czynności zawodowych. Czyli o hobby, pasjach, ciekawych przedsięwzięciach, ideach, życiu prywatnym, opiniach dotyczących różnych zagadnień. Innymi słowy – zaprosimy do poznawania ciekawych osób działających w transporcie, logistyce, produkcji. Pierwszym rozmówcą jest Jacek Kamiński, Area Sales Manager w DKV Euro Service Polska. Z zamiłowania biegacz, jak i pasjonat wielu innych dziedzin.

Wywiad ma być niemal bez słowa o sprawach służbowych, więc jeśli ktoś jest ciekawy co nasz rozmówca robi zawodowo, odsyłam na koniec wywiadu. Jedną z pasji jest bieganie. Jak wygląda trening – ile kilometrów przebiega pan tygodniowo i skąd ta pasja? Ja próbowałem kilka razy i szybko dopadała mnie nuda…

– Na każdą nudę jest sposób. Mój trening jest zróżnicowany. Mam z góry założony miesięczny plan biegowy, średnio około 200 kilometrów. Staram się go realizować. Raz w tygodniu biegnę dystans 21 kilometrów – taki półmaraton. Dwa razy w tygodniu treningi po 10 km, w pozostałe dni tygodnia krótsze interwały. Polegają na przyspieszeniach, podbiegach, krótkim szybkim biegu. W sumie wychodzi mi około 50 km tygodniowo. Staram się ćwiczyć co najmniej godzinę dziennie.

W jakich zawodach pan bierze udział? Pewnie niejeden maraton zaliczony. A może i triatlon?

– Na swoim koncie mam trzy maratony i trzy półmaratony. Pierwszy półmaraton przebiegłem już po roku regularnych treningów. Każdą chwilę pamiętam doskonale. Na mecie czułem, jakbym stanął na dachu świata. To było w Szamotułach. Kolejne półmaratony to Szczecin i Poznań. Na ten rok planowałem zdobyć koronę maratonów polskich. Zaliczyłem już trzy – w Dębnie, Wrocławiu i Poznaniu. Zostały Warszawa i Kraków. Niestety, koronawirus pokrzyżował mi plany, nie odbyły się żadne zawody. Między innymi dlatego postanowiliśmy biec z kolegą na własną rękę. Zorganizowaliśmy wspólny bieg, z Kołobrzegu do Niechorza i z powrotem. W jedną stronę 47 km. Dystans jak na maratonie a nawet minimalnie dłuższy.

Ja, dystans i przyroda

No właśnie, o to też miałem spytać. Wspomniany bieg odbył pan wspólnie z Michałem Nowakiem z firmy Bartex, aby wspomóc chorego Karola…

– Dokładnie tak. Jak już wcześniej wspomniałem, bieg zorganizowaliśmy sami. Naszym celem było wsparcie zbiórki na specjalistyczny rower dla 13-letniego Karola. Chłopiec cierpi na autyzm. Razem z Michałem doskonale wiemy jak sport wpływa na pogodę ducha, dlatego bardzo nam zależałoby umożliwić Karolowi stały dostęp do dobrych emocji. Dzięki wsparciu lokalnych mediów i partnerów udało nam się zebrać ponad 20 000 zł. Inicjatywę bardzo mocno wspierała też firma DKV Euro Service, czyli mój pracodawca.

Jak pogodzić treningi z codzienną pracą? Sport pomaga czy przeszkadza w pracy?

– Połączenie sportu z pracą nie stanowi dla mnie w żadnej mierze wyzwania, bo kocham biegać. Po powrocie z pracy po prostu wkładam dres i biegnę przed siebie. Zapominam o codziennych obowiązkach, wyrzucam z siebie wszystkie negatywne myśli. Trochę tak, jakbym zamknął się w swoim pudełku, w takim małym świecie, i biegł. Jestem tylko ja, dystans do pokonania i przyroda, która mnie otacza. To jest piękne. Zdecydowanie bieganie pomaga mi w pracy.

Ma pan dwóch synów. Dzieci łatwiej zarazić sportem niż żonę?

– Smykałkę do sportu na pewno odziedziczył starszy syn. Z zapałem trenuje piłkę nożną, trzy razy w tygodniu wręcz pędzi na zajęcia w lokalnym klubie Stilon Gorzów. Ani deszcz ani mróz nie są w stanie go powstrzymać. Młodszy syn ma dopiero cztery latka, ale już teraz z żoną zaszczepiamy w nim świadomość sportu. Powtarzamy mu, że aktywność wzmacnia charakter, uczy samodyscypliny, wzmaga wolę walki. Zabieramy go na wszystkie mecze brata. Razem z żoną kibicują również mi podczas biegów.  

Najtrudniejszy początek

Czy zatem poleci pan bieganie jako dobry sposób na nabranie odporności przed wirusami? Nawet zimą?

– Bieganie to idealny sposób na nabranie odporności. Zresztą, jak każda aktywność fizyczna na świeżym powietrzu. Na początku jest nam ciężko wyjść na zewnątrz, gdy termometr za oknem wskazuje 5 stopni Celsjusza, pada i wieje. Z czasem już się nie zastanawiamy, tylko wychodzimy a jeśli nie ma takiej możliwości czegoś od razu brakuje. Ważną rolę odgrywa odpowiedni ubiór. Zauważyłem, że odkąd biegam, właściwie nie choruję.

W samochodzie jazda w stylu eko czy też bardziej na sportowo? Jakim pojazdem pan się porusza na co dzień?

– Na co dzień zasiadam za kierownicą auta firmowego – Forda Mondeo. Zdecydowanie stawiam na jazdę eko, mam nawet taką dewizę: „spokojnie i do celu”. Wolę wyjechać wcześniej niż gnać na złamanie karku i się stresować, że nie zdążę. Bezpieczna jazda stanowi dla mnie zdecydowany priorytet. Pośpiech nie ma żadnego sensu, bowiem powoduje niepotrzebną nerwowość i zagrożenie – dla siebie, pasażerów, za których odpowiadam, a także dla innych uczestników ruchu drogowego.

Hiszpańska miłość

Jak wynika z Facebooka, urlop najchętniej spędza pan w Hiszpanii. Co takiego magicznego jest w tym kraju? Możemy liczyć na podpowiedź odnośnie najlepszego miejsca w ojczyźnie Rafaela Nadala?

– Każdy urlop staram się spędzić z rodziną w Hiszpanii. Zakochaliśmy się w tym kraju kilka lat temu. Urzekła nas przede wszystkim śródziemnomorska mentalność, radość życia, spokój, wieczorne biesiady, łatwość w nawiązywaniu relacji, wszechobecny luz. Jak emerytura, to tylko w Las Palmas na Gran Canarii, w krótkich spodniach i w japonkach.

Porozumiewa się pan po hiszpańsku?

– Tak, uczę się języka hiszpańskiego. Moja największa motywacja do rozpoczęcia nauki to chęć komunikacji z mieszkańcami w ich języku. Od 5 lat korzystam z przeróżnych aplikacji do nauki, słucham audiobooków. Szczególnie dużo daje mi oglądanie filmów i seriali bez polskich napisów. Już jestem w stanie dogadać się po hiszpańsku, ale i tak zamierzam skorzystać z jednej z ofert kursów językowych. Chcę bowiem usystematyzować wiedzę.

Zakaz muzyki w domu

Upodobania muzyczne to raczej cięższe brzmienia… Ma pan całą dyskografię zespołu Metallica? Co jeszcze gra w domu?

– W domu niestety nic. Moja rodzina nie podziela moich upodobań muzycznych. Metallica to moja pierwsza miłość, jak wiadomo, ona nigdy nie wygasa. Kawałki tego zespołu znakomicie wpasowały się w okres młodzieńczego buntu, długich włosów, pierwszych wyjazdów na koncerty. Wtedy zacząłem słuchać też mocniejszego metalu – Megadeath i Amon Amarth. Z lżejszych brzmień, Nirvana z Kurtem Cobainem na czele. Wszystkie wyżej wymienione kapele powodują u mnie ciarki na plecach. Najczęściej słucham muzyki w aucie, a podczas biegania dają mi dodatkową energię.

Mieszka pan w Gorzowie Wielkopolskim, jednej ze stolic województwa lubuskiego. Animozje z Zieloną Górą to stereotyp, czy…

– Mam sporo klientów w Gorzowie i Zielonej Górze. Często spotykam się z „dogryzkami”, głównie jeśli chodzi o żużel. Ze swojej strony nie mam totalnie nic do mieszkańców Zielonej Góry. Lubię to miasto tak samo jak Gorzów, z którego pochodzę.

Wspomniał pan słowo żużel… Z Gorzowem kojarzy mi się od razu Bartosz Zmarzlik, który notabene jest wspierany także przez firmy z branży TSL – Maszoński Logistic i GLS.

Mieszkam w stolicy żużla, lecz sporty motorowe nigdy nie były moim konikiem. Na wyścigach kibicowałem może ze dwa razy, dawno temu, kiedy Piotr Świst jeździł jeszcze w drużynie z Gorzowa. Wtedy panowała zdrowa, sportowa rywalizacja i zacięcie. Odnoszę wrażenie, że nie ma już ducha w tym sporcie. Niestety wkradły się duże pieniądze, przeróżne układy i układziki. Zupełnie mnie to nie interesuje.

Sztaluga i pizza

Interesuje się pan także amerykańskim futbolem? Pytam, bo wśród ulubionych klubów, oprócz kilku lokalnych z Gorzowa, także Minnesota Vikings…

– Tak. Minnesota Viking to cudowne wspomnienia. W szkole podstawowej byłem zafascynowany futbolem amerykańskim. Zbierałem wszystko, co było z nim związane. Koszulki, proporczyki, naklejki, czapeczki. Cały mój pokój był w fioletowych barwach Minnesoty. Ze ściany spoglądał wielki żółty Wiking, którego sam narysowałem.

No właśnie… Na Facebooku znalazłem ciekawy rysunek Pana autorstwa… Kolejny talent i konkurencja dla firmowych grafików?

– Rysunek to moje niespełnione marzenie. Chciałem zdawać do szkoły artystycznej, ale ze względów finansowych nie mogłem sobie na to pozwolić. Odkąd pamiętam, zawsze miałem przy sobie ołówek czy kredkę. Moje zeszyty tonęły w rysunkach. Na ostatnią Gwiazdkę dostałem od żony cały komplet malarski. Sztalugę, pędzle, farby. Ten prezent był dla mnie niezwykle ważny. Wreszcie mogę realizować się w domowym zaciszu.  

Liczba pana pasji może niejednego przyprawić o zawrót głowy… Ponoć do wyżej wymienionych dochodzi także gotowanie. To tak dla równowagi, by uzupełnić kalorie? Jakaś specjalność?

– Pizza. Uwielbiam kuchnię włoską. Kiedyś nawet chciałem otworzyć własną włoską restaurację, ale stanęło na gotowaniu dla przyjaciół i rodziny. Uwielbiam, gdy wszyscy razem siadamy przy wspólnym stole. Ogromną nagrodą jest dla mnie uśmiech na twarzach gości po zjedzeniu przygotowanych dla nich dań. Oczywiście staram się doskonalić również tę umiejętność. Oglądam programy kulinarne, należę do tematycznych grup na Facebooku. Chciałbym podkreślić – kuchnia włoska jest moja ulubioną, lecz najważniejsze miejsce w sercu i tak zajmuje Hiszpania.

Jak w szwajcarskim zegarku

Żeby tego było mało, przed DKV pracował Pan między innymi w firmie sprzedającej zegarki. Poprosimy zatem o rekomendacje dla menedżerów logistyki, transportu, produkcji…

– Od 2013 prowadziłem sklep internetowy, za pośrednictwem którego sprzedawałem zegarki. Zrezygnowałem po czterech latach, bo byłem za małym graczem na rynku. Każdemu, niezależnie od stanowiska, zarekomendowałbym zegarek mechaniczny, niewymagający ingerencji. Powiedzenie „działa jak w szwajcarskim zegarku” nie wzięło się znikąd. Te najlepsze produkowane są przez Szwajcarów. Firmy takie jak Rado, Roamer posiadają świetny mechanizm i wystarczy kupić taki zegarek raz, dwa razy w życiu. Dla mężczyzn to na pewno wartość dodana. Ja jednak sprzedawałem produkty z nieco niższego segmentu – tzw. modowe. 

Produkty czołowych firm różnią się mniej więcej tym co auta producentów klasy premium?

– Zegarki modowe, które oferowałem pochodziły głównie z grupy Fossil albo innych marek modowych. Wszystkie robione były na tym samym „środku”, na mechanizmach kwarcowych Citizena. Jak wspomniałem, dobry zegarek musi być mechaniczny, nie na baterie. Śmieję się, że to takie dodatki modowe, które mierzą czas. Jeśli mówimy o zegarkach klasy premium, to tak, można powiedzieć, że różnią się one mniej więcej tym, co auta producentów tej klasy.

I na koniec jedno pytanie służbowe. W DKV Euro Service odpowiada pan za…

– Wspieranie działań firm transportowych na podległym mi terenie – Wielkopolska i województwo lubuskie. Przedsiębiorcy korzystający z usług DKV mogą zwrócić się do mnie dosłownie w każdej sprawie i o każdej porze. Doradzam, pomagam załatwić bieżące sprawy i wyjaśnić problematyczne kwestie. Priorytetem jednak są poszukiwania nowych wyzwań czyli zdobywanie nowych klientów.

Zapraszamy do rozmowy!

Zapewne w Państwa firmach również pracują ciekawi ludzie. Chętnie z nimi porozmawiamy! Zapraszamy do kontaktu z Tomaszem Czarneckim: tomasz.czarnecki@truck-business.pl 515 160 507. Chcemy pisać dla ludzi i o ludziach, bo to oni są najważniejsi.

Poleć ten artykuł:

Polecamy