COVID-19 a branża TSL

COVID-19 a branża TSL

Branżę TSL bardzo mocno dotknęła sytuacja z COVID-19. Problemy nie ominęły oczywiście również spedytorów, choć wbrew pozorom nastroje nie są tak pesymistycznie jak można by było przypuszczać. Grzechem zaniechania byłoby nie oddanie głosu przedstawicielowi Polskiej Izby Spedycji i Logistyki, organizacji, która zresztą od dłuższego czasu współpracuje z Truck&Business Polska.

Sytuacja jaka jest, każdy widzi. Po okresie najtrudniejszym – tuż po nagłym wybuch pandemii i wprowadzeniu szeregu ograniczeń krępujących życie i pracę zawodową – następuje stopniowa normalizacja. Nie ma już kilkudniowego oczekiwania na przekroczenie granicy, co miało miejsce (a było oczywiście łatwe do przewidzenia) po nagłym zamknięciu kraju. Kierowcy przeważnie wyzbyli się już większych oporów przed wyjazdem z Polski, nawet do Włoch, Francji, Hiszpanii, czy Wielkiej Brytanii, zatem krajów najbardziej w Europie dotkniętych wirusem.

Transport działa znakomicie

Transport funkcjonuje mniej więcej normalnie, aczkolwiek – co oczywiste – podlega przeszkodom i ograniczeniom związanym choćby z wciąż obowiązującymi kontrolami na granicach. Stawki transportowe kształtują się różnie, w zależności od kierunku. Co ważne, nie widać jakiegoś generalnego trendu spadkowego, mimo że produkcja zmniejszyła się w ostatnim czasie drastycznie. A to rzecz jasna wpłynęło negatywnie na podaż ładunków do przewozu.

Jest też rzeczą oczywistą, że aktualna sytuacja dotyka firmy z branży w różnym stopniu. Stopień ten zależy od wielu czynników – wielkości przedsiębiorstwa, jego charakteru i specjalizacji, zakresu działania, zasobów finansowych, itd. Transport zresztą, aczkolwiek podlega takim samym ograniczeniom i trudnościom jak i cała gospodarka, musi działać zawsze, inaczej trzeba by wrócić do gospodarki naturalnej. Więc dopóki cokolwiek się produkuje, to trzeba towar dostarczyć odbiorcom i branża TSL musi temu sprostać. Tym bardziej że moim zdaniem zadania swoje wypełnia jak na obecne trudne warunki działania znakomicie. Transport, zaopatrzenie, cała zresztą komunikacja funkcjonują na miarę potrzeb i stosownie do wprowadzonych ograniczeń.

Spedytor na końcu

Wiele pojawiło się w ostatnim czasie opracowań poświęconych sytuacji w branży TSL w związku z pandemią, zarówno na terenie Polski, jak i w szerszym, europejskim i ogólnoświatowym ujęciu. Nie ma wiec potrzeby tego powtarzać. Warto jednak zwrócić uwagę na co najmniej jeden aspekt sytuacji, który dotyka niemal wszystkie firmy, bez względu na wymienione wyżej indywidualne uwarunkowania. Aspektem tym są zatory płatnicze.

Wydłużanie się terminu płatności nie jest oczywiście zjawiskiem nowym i jako takie nie ma związku z pandemią. Pojawiło się już wiele lat temu, z różnych powodów. Nie czas teraz i miejsce na ich omawianie. Branża TSL zawsze cierpiała najbardziej. Dla zleceniodawców była ostatnia w kolejce do zapłaty zobowiązań. To nawet zrozumiale – poddostawcy materiałów czy półproduktów są zawsze ważniejsi, ponieważ bez nich stanie produkcja. Teoretycznie nie korzystając z transportu też trudno się obyć, ale… Jeżeli jednemu przewoźnikowi zleceniodawca nie zapłaci na czas czy nawet w ogóle, zawsze znajdzie się inna firma transportowa, która będzie liczyć na to, że jej pójdzie lepiej i pieniądze otrzyma. Duża konkurencja w branży odciska tu swój negatywny wpływ. A jeżeli chodzi o spedytorów to jest jeszcze gorzej – przecież można z nich w ogóle zrezygnować, więc w razie kłopotów muszą poczekać na swoje pieniądze tak długo, aż nadawca zapłaci wszystkim innym.

Ryzyko nie popłaca

Tak więc nigdy nie było łatwo, ale teraz jest rzeczywiście bardzo trudno. Powody są obiektywne – spadek aktywności gospodarczej powoduje zachwianie płynności finansowej firm. Występują i powody subiektywne, niektórzy wykorzystują sytuacje, aby pożyć trochę na cudzy koszt. To bardzo proste i nie grozi de facto żadnymi poważnymi konsekwencjami. W rezultacie mamy do czynienia z powszechnym problemem opóźnień w regulowaniu swoich zobowiązań. Duże firmy logistyczne sobie poradzą z brakiem wpływów (aczkolwiek też oczywiście do czasu), ale mali mogą upaść po kilku tygodniach. 

Nie ma tutaj dobrej rady i dobrego rozwiązania poza roztropnością i rozwagą w doborze zleceniodawców. Lepiej zrezygnować z wykonania usługi transportowej, gdy mamy jakieś wątpliwości co do rzetelności i wypłacalności potencjalnego klienta, niż ponieść koszty i nie dostać zapłaty. Lepiej zapłacić wynagrodzenie wywiadowni gospodarczej niż dać się wyprowadzić w pole. Lepiej związać się z mniejszą grupą sprawdzonych zleceniodawców niż poszerzać ich bazę o nieznane i być może nierzetelne firmy.

A spedytorzy powinni pilnować, aby transporty zlecane przez nich przewoźnikom nie były później podzlecane innym podmiotom, często bez wiedzy i zgody załadowcy i organizatora transportu. Zjawisko podzlecania nasiliło się ostatnio i świadczy o braku równowagi na rynku. Może to spowodować brak kontroli organizatora transportu nad jego wykonaniem, rozmycie odpowiedzialności i w efekcie utratę kontroli nie tylko nad przewozem, ale i samym ładunkiem.

Praca zdalna

Można przeczytać setki prognoz odnośnie wpływu obecnej sytuacji na pracę firm, nie tylko TSL, w przyszłości. Na przykład, że nie wrócimy już do biur i będziemy pracować głownie zdalnie. Że nie będziemy już uczestniczyć w konferencjach, spotkaniach, sympozjach itp. fizycznie, poza miejscem pracy i zamieszkania, bo to wszystko można załatwić zdalnie. Że nie będziemy już wyjeżdżać na delegacje do klientów czy dostawców, bo to też będzie zdalnie. I tak dalej.

Odnośnie pracy zdalnej mam poważne wątpliwości. Po pierwsze, nikt chyba jeszcze nie porównał wydajności pracy w domu z wydajnością pracy w biurze. Mam pewne obawy – poza relatywnie nielicznymi przypadkami, gdy w domu istnieje szansa na lepsze skupienie i wykonanie szybciej rzetelniej zadań, to nieco generalizując praca w domu wiąże się z większą ilością możliwych powodów do rozproszenia i braku możliwości właściwej koncentracji.

Po drugie, pracując długo w domu człowiek zatraca możliwość skutecznego rozdzielenia spraw prywatnych od zawodowych, co w efekcie również prowadzi do skupienia nad danymi czynnościami. Poza tym człowiek potrzebuje tzw. socjalizowania, czyli kontaktu z innymi. Kontaktu nie tylko zdalnego. Telefon ani nawet Skype czy też imprezy integracyjne raz na jakiś czas nie zastąpią codziennego kontaktu, podczas którego można wymienić poglądy, opinie i zdania na bieżące sprawy zawodowe. Po czwarte wreszcie i najważniejsze – uważam, że praca w TSL jest bardzo interaktywna i wymagająca niemal nieustannych osobistych kontaktów z bardzo wieloma osobami w ramach całej branży i poza nią. To nie działania indywidualne, lecz bardzo zespołowe. Nawet najbardziej wydajna i efektywna praca w domu moim zdaniem nie spełni tutaj swego zadania.

Digitalizacja górą

To natomiast, co rzeczywiście może się zmienić w stopniu większym niż wydawało się nam przed pandemią, to zastosowanie rozwiązań elektronicznych do codziennej pracy. Mam na myśli digitalizację (cyfryzację) całej branży i poszczególnych firm.

Nie ulega wątpliwości, że obecne, z konieczności stosowane rozwiązania (wideokonferencje, rozwiązania systemowe itd.), pozwalają wielu ludziom na szybsze i lepsze oswojenie się z wieloma rozwiązaniami. Rozwiązaniami, z których dotychczas nie korzystali w ogóle lub rzadko, ponieważ nie było takiej potrzeby lub nie starczało wiedzy i chęci. Konieczność pracy (i nauki) zdalnej wymusiła przyswojenie sobie umiejętności dotychczas niepotrzebnych. Moim zdaniem nie tylko wymusiła, ale również pokazała zalety takich umiejętności i rozwiązań. Kwestia ta dotyczy nawet urzędów państwowych. Dotąd nie mogły one się obyć bez dokumentów papierowych, pism z koniecznie ręcznym podpisem i pieczątką, zostały zmuszone do akceptowania korespondencji elektronicznej i podpisów elektronicznych.

Jedna korzyść

Jak wiemy, polska branża transportowa jest bardzo mało zaawansowana, jeżeli chodzi o digitalizacje. Dlaczego? Dotychczas pozornie nie było takiej potrzeby. Polskie małe firmy transportowe świetnie dawały sobie radę na rynku europejskim dzięki niskim kosztom (ale i trzeba przyznać, przedsiębiorczości i determinacji). Ten czas się kończy. Pakiet Mobilności nieodwracalnie zmieni rynek. Rosnące wymagania klientów również. Wzrost wydajności i dalsze zmniejszanie kosztów będą konieczne. Temu służy digitalizacja procesów wewnętrznych i zewnętrznych w firmach.

Miejmy nadzieje, że ten obecny trudny okres przyniesie chociaż tę jedną korzyść – ułatwi i przyspieszy wprowadzenie w naszej branży transportowej nowoczesnych elektronicznych rozwiązań na miarę XXI wieku.

Poleć ten artykuł:

Polecamy