Elastyczna logistyka potrzebuje nearshoringu

Elastyczna logistyka potrzebuje nearshoringu

Kiedy wydawało się, że presja związana ze stabilizacją łańcuchów dostaw została złagodzona, na horyzoncie pojawiły się kolejne zakłócenia. W wyniku zagrożenia atakami terrorystycznymi na Morzu Czerwonym armatorzy omijają trasy prowadzące przez Kanał Sueski, wybierając dłuższą, ale bezpieczniejszą trasę wokół Afryki. Skutki już odczuwamy w światowym handlu. Eksperci spodziewają się, że może to uruchomić efekt domina i rozregulować międzynarodowe szlaki logistyczne nawet na kilka miesięcy.

Kanał Sueski bez wątpienia jest jedną z najważniejszych dróg morskich. Każdego dnia przepływa tędy średnio ponad 60 statków, które obsługują głównie wymianę handlową między Europą i Azją. Od kilku tygodni większość armatorów omija tę trasę ze względu na zagrożenie atakami na Morzu Czerwonym, wybierając szlak o około 7 tysięcy kilometrów dłuższy. Na taki ruch zdecydowali się m.in. armatorzy kontenerowców oraz gazowców, które dostarczają LNG do Europy, mimo że każdy rejs może kosztować nawet o dwa miliony dolarów więcej. 

Skutki dla całej gospodarki

Konsekwencji kryzysu żeglugowego na Morzu Czerwonym jest więcej – mówimy tu m.in. o zakłóceniach w pracy portów oraz wydłużeniu czasu podróży – średnio o 10 dni. W efekcie czas dostawy do końcowych odbiorców towaru wzrasta o 20 dni. Skutki odczuwalne są już w różnych sektorach – ostatnio kolejne marki motoryzacyjne informowały o konieczności wstrzymania produkcji samochodów ze względu na opóźnienia w dostawach kluczowych komponentów z Azji (m.in. silników czy akumulatorów). O trudnościach informowały też firmy odzieżowe czy meblarskie.

Jednym z kolejnych następstw będzie niedobór kontenerów i wzrost stawek frachtu. Jeszcze do niedawna były one na rekordowo niskim poziomie. Tymczasem od początki grudnia indeks SCFI (odzwierciedlający stawki frachtu na rynku przewozów kontenerów z Szanghaju) wzrósł aż o 97 proc.

Obecnie przez Morze Czerwone przewożonych jest obecnie około 200 tys. kontenerów dziennie w porównaniu z około 500 tys. w listopadzie. Według danych Niemieckiego Instytutu Gospodarki Światowej (IfWKiel), w związku z gorącą sytuacją na Morzu Czerwonym od listopada do grudnia eksport i import Unii Europejskiej spadł odpowiednio o 2 proc. i 3,1 proc. USA odnotowały 1,5 proc. spadek eksportu i 1 proc. spadek importu, choć szlak handlowy przez Morze Czerwone jest dla tego kraju mniej istotny.

– Poważne zakłócenia w międzynarodowych łańcuchach dostaw zdarzają się co jakiś czas. Pamiętamy dobrze chociażby sytuację z 2021 r., kiedy kontenerowiec Ever Given na 7 dni zablokował Kanał Sueski. Tyle tylko, że tym razem skutki mogą być o wiele bardziej dotkliwe dla tak wielu obszarów gospodarki – podkreśla Marcin Prusak, dyrektor zarządzający Funduszem Ekspansji Zagranicznej w PFR TFI i dodaje: – Każdy nowy kryzys, ograniczenia lub utrudnienia na przejściach drogowych, szlakach kolejowych i żeglugowych stwarzają wyzwania dla firm, które wymagają proaktywnych i strategicznych rozwiązań w zakresie wzmocnienia łańcuchów dostaw.

Odrobina nie tak zamierzchłej przeszłości

Poważne blokady szlaków handlowych zapoczątkowała pandemia. Kiedy wydawało się już, że świat złapał oddech, Rosja zaatakowała Ukrainę. W ubiegłym roku działania wojenne znów przybrały na sile na Bliskim Wschodzie, a w nowy 2024 rok wchodzimy w cieniu ataków terrorystów na kontenerowce płynące z Azji do Europy przez Morze Czerwone i Kanał Sueski. Od czterech już blisko lat firmy przemysłowe mierzą się z kolejnymi problemami w łańcuchach dostaw. Aby się przed nimi zabezpieczyć, coraz częściej podejmują decyzję o relokacji dostawców z krajów, gdzie koszty produkcji są niższe, ale odległych, co może być przeszkodą w utrzymaniu ciągłości dostaw. Proces regionalizacji łańcucha dostaw już się rozpoczął, a każde nowe, poważne zagrożenie na geopolitycznej mapie świata tylko przyspiesza zmiany i umacnia trend nearshoringu.

W najnowszym raporcie „Kierunek: Wschód. Aktualne trendy i atrakcyjne kierunki ekspansji zagranicznej w obliczu zawirowań geopolitycznych” opracowanym przez PFR TFI i PwC Polska we współpracy z KUKE eksperci podkreślają: – Wzrost kosztów transportu i zatory w dostawach spowodowały liczne zmiany w strategiach zakupowych, handlowych i produkcyjnych przedsiębiorstw – w celu zabezpieczenia ciągłości dostaw, część z nich podjęła stosowne kroki w kierunku przeniesienia produkcji i logistyki do państw bliższych geograficznie lub kulturowo, natomiast te firmy, które jeszcze tego nie zrobiły, rozważają dostępne opcje. Napędza to inwestycje w nowe zakłady, centra dystrybucyjne i logistyczne, ale również w związane z nimi technologie, takie jak: sztuczna inteligencja, internet rzeczy czy blockchain.

Region Europy Środkowo-Wschodniej może okazać się jednym z największych beneficjentów tego trendu w następnych latach. Nearshoring – jak podkreślili autorzy raportu – w dużej mierze może być częścią strategii „China Plus One”; tj. utrzymania obecnych fabryk w Azji przy jednoczesnej inwestycji w alternatywny zakład produkcyjny w Europie. Kraje CEE ze względu na bliskość, niższe koszty pracy w porównaniu do Zachodu, wysoko wykwalifikowaną kadrę oraz obecność na jednolitym rynku europejskim są predysponowane do skorzystania na tym trendzie. O sile regionu w przyciąganiu inwestycji decydują także doskonała infrastruktura, która znacznie się poprawiła w ciągu ostatniej dekady, długa tradycja przemysłowa, korzystne otoczenie biznesowe. Co więcej, jak czytamy w raporcie, większość gospodarek regionu CEE wykazała się dużą odpornością na ostatnie kryzysy.

– Przez długi czas w globalnych łańcuchach dostaw szukano przede wszystkim efektywności kosztowej. To się zmienia. Od początku dekady coraz częściej firmy i rządy kwestionują dotychczasowe strategie zaopatrzenia, dlatego, że ważnym aspektem planowania i analiz stało się ryzyko geopolityczne, które związane jest z możliwymi, lecz tak naprawdę nieprzewidywalnymi zdarzeniami. Zdarzeniami opartymi o taka dużą liczbę zmiennych, że nikt nie jest go w stanie tak naprawdę przewidzieć – niemniej nauczeni doświadczeniem pandemii Covid 19, wojny w Ukrainie, napięć związanych z Tajwanem, walk w Gazie i na zachodnim brzegu Jordanu – musimy być przygotowani na różne scenariusze – mówi Marcin Prusak.

Rynek jest pełen okazji dla polskich firm

Dotknięte zakłóceniami w łańcuchu dostaw spowodowanymi pandemią, wojną w Ukrainie oraz zaniepokojone rosnącymi napięciami geopolitycznymi, przedsiębiorstwa z UE chętnie przenoszą swoją działalność bliżej rynków docelowych. Efekt widoczny jest w danych dotyczących przepływów bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Państwa Europy Środkowo-Wschodniej (CEE) wspólnie odnotowały w 2022 r. prawie 8% wzrost wartości napływających BIZ w stosunku do roku poprzedniego. Według Capital Economics, w 2022 r. napływ BIZ do Europy Środkowo-Wschodniej był najwyższy od 15 lat. Eksperci podkreślają, że już w latach przed pandemią nastąpił wyraźny wzrost inwestycji w produkcję wykorzystującą zaawansowane technologie, w miarę przesuwania się Europy Środkowo-Wschodniej w górę międzynarodowego łańcucha wartości oraz zwiększania mocy produkcyjnych w nowych obszarach przemysłu. 

– Z punktu widzenia polskich firm kluczowa jest nie tylko bliskość geograficzna, ale i kulturowa krajów CEE, co w połączeniu z ich potencjałem biznesowym stwarza atrakcyjne możliwości inwestycji. Nie bez powodu w naszym rankingu najbardziej perspektywicznych kierunków ekspansji na pierwszych miejscach znalazły się m.in. Czechy, Rumunia, Słowacja, Bułgaria, Serbia, Turcja czy Węgry. Te rynki można łącznie scharakteryzować już jako dobrze rozpoznane, ale oferujące nadal wiele możliwości– w regionie skoncentrowanych jest około 50 proc. polskich inwestycji zagranicznych. Poprzez Fundusz Ekspansji Zagranicznej inwestowaliśmy m.in. w Rumunii, Czechach, a także w Chorwacji. W każdym z tych krajów jest miejsce dla dobrych projektów i nie brakuje ciekawych okazji inwestycyjnych. Z moich wieloletnich obserwacji i doświadczenia wynika, że nasze firmy, kiedy już znajdą atrakcyjną niszę, szybko potrafią ją zagospodarować i uczynić z niej punkt startu do dalszej ekspansji.  A PFR TFI poprzez zarządzane fundusze może poszerzać możliwości inwestycyjne i zwiększać potencjał finansowy polskich przedsiębiorców – podsumowuje Marcin Prusak.

Poleć ten artykuł:

Galeria zdjęć do artykułu

Polecamy