Potrzebne jest globalne zarządzanie
Kryzys z języka greckiego oznacza przesilenie. Z każdego przesilenia można wyjść w dwojaki sposób: poprzez wyleczenie lub zgon. Ta ostatnia alternatywa chyba jeszcze nie wchodzi w grę. Pozostaje więc leczenie. Nie wiemy tylko, dokąd to leczenie może nas zaprowadzić. Jeśli w
Jeśli w miejsce liberalizmu wymyślony zostanie inny system, to wcale nie musi oznaczać, że będzie on lepszy. Przed politykami współczesnego świata stoi ogromna wyzwanie, by obecny kryzys postrzegali, jako szansę na racjonalne leczenie. Wszak sztuka polityki polega na określaniu celów i godzeniu racji przy ich realizowaniu, by nie dopuścić do konfliktu. Problemem współczesnej gospodarki jest to, że jest ona w stanie wyprodukować znacznie więcej, niż świat jest w stanie kupić.
Niektórzy uważają, że obecny kryzys jest większy od największego kryzysu XX w. tj. wielkiej depresji z lat 1929-33. Prof. Joseph Stiglitz z Uniwersytetu Columbia, laureat nagrody Nobla w ekonomii z 2001r., najsłynniejszy i najczęściej cytowany współcześnie żyjący ekonomista, uważa, że główną przyczyną tego kryzysu jest utrata zaufania do rynków finansowych. Według, profesora, jeśli nie uda się w skali globalnej doprowadzić do wzrostu zaufania wobec rynków finansowych, konsekwencje dla gospodarki mogą być katastrofalne. Dlatego Stany Zjednoczone postawiły na wsparcie tego zaufania i łączny plan pomocy dla sektora finansowego w USA ma wynieść 2000 mld dolarów.
Oblicza globalizacji
Globalizacja to zjawisko nie tylko pozytywne. Jeszcze do niedawna zapewniano nas, że nie ma możliwości, aby kryzys finansowy przeniósł się do Europy. Dziś już wiemy, że stwierdzenie to okazało się błędne. Dlatego, tak naprawdę USA mogą w pewnym względzie czuć się szczęśliwe, bo Europa importowała część toksycznych instrumentów i w ten sposób ryzyko zostało przerzucone za granicę, a kryzys rozprzestrzenił się na inne kontynenty.
Czy możliwe będą narodziny takiego świata, w którym wszyscy są konkurentami i partnerami?
O ile Stany Zjednoczone, ze względu na niski kurs dolara, mogą czuć się mimo wszystko w lepszym położeniu, bo dzięki temu wzrasta ich eksport, o tyle mocny kurs złotówki wcale nie wspomaga naszej gospodarki, bo to oznacza, że nasze towary są mniej konkurencyjne na rynkach światowych, zwłaszcza w stosunku do wyrobów z Chin.
Jednym z powodów kryzysu i jednocześnie słabością światowej gospodarki jest brak struktur zarządzania procesem globalizacji. W globalnej gospodarce problem jednego kraju bardzo szybko rozprzestrzenia się na inne kraje. Niektóre małe kraje takie jak, choćby Islandia, czy Grecja, są wręcz zagrożone ryzykiem bankructwa i muszą być szybko zasilone ogromnymi strumieniami funduszy z zagranicy. O tym, jak szybko w globalnej wiosce, karta może się odwrócić, niech świadczy choćby fakt, że jeszcze w drugiej połowie 2009r. papiery wartościowe państwa greckiego, sprzedawały się na poziomie papierów naszego kraju. Unia Europejska przy współpracy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym ma wesprzeć Grecję pomocą w wysokości ok. 20 mld euro pożyczki.
Erozja koncepcji ekonomicznych
Okazuje się, że fundamentalna wiara w samoregulacyjną funkcje rynku stała się fikcją. Zdaniem prof. Stiglitza rola rządów w gospodarce powinna być kluczowa, co zresztą starał się przekazać rządzącym już w latach 70-tych. Prof. Stiglitz porównuje nawet załamanie się systemu finansowego w USA, do upadku muru berlińskiego. Oba upadki były zewnętrznym przejawem erozji systemów: kapitalistycznego i komunistycznego.
Próby ustalenia wspólnej polityki UE wobec kryzysu nie powiodły się.
Jeśli zgodzimy się z tym, że system finansowy świata bazuje na zaufaniu, to w czasie kryzysu takie zaufanie jest bardzo trudno odbudować, tym bardziej, że – po tąpnięciu w USA- brakuje przywództwa ekonomicznego w skali świata.
Chory mózg gospodarki
Rynki finansowe są mózgiem gospodarki. Jeśli ten mózg przestaje sprawnie funkcjonować, tzn. przestaje gromadzić oszczędności, właściwie zarządzać kapitałem i ryzykiem, to skutki dla całej gospodarki, jak widać są opłakane. W ostatnich latach system finansowy generował wysokie zyski jedynie dla osób, które nim zarządzały. Można wręcz powiedzieć, że system finansowy kierował się logiką prywatnego biznesu i nie dbał o interes społeczny.
Współczesny kryzys związany jest z brakiem płynności finansowej systemu gospodarczego. Banki tak uwikłały się w przeróżne transakcje, że tak naprawdę nie znają swoich faktycznych bilansów i stanu posiadania swoich partnerów. Egzemplifikacją tej tezy może być upadek banku inwestycyjnego Lehman Brothers w USA i decyzja rządu o nieudzieleniu wsparcia.
Amerykański system finansowy pozwalał na inwestowanie wielkich sum, przy niewielkim kapitale własnym, co w konsekwencji doprowadziło do powstania balonu, który z czasem pękł. Postępowanie menedżerów finansowych doprowadziło do powstania świata, w który rządzi fikcja w sektorze finansowym, rzutująca na funkcjonowanie całej gospodarki.
Naczynia połączone
W tym miejscu warto zrobić odniesienie do naszej gospodarki. W Polsce, podobnie jak w USA w ostatnich latach, na względnie niskim poziomie utrzymywała się inflacja. I mimo świadomości, że gospodarka jest bardzo słaba, to nadal trwało udzielanie kredytów hipotecznych, bez pokrycia, a niepohamowaną konsumpcję prowadzono w dużej części na kredyt, przy stabilnych cenach. Podobnie rzecz się ma obecnie w naszym kraju. Jednocześnie poziom oszczędności Amerykanów drastycznie spadał, społeczeństwo żyło na kredyt. To samo można zaobserwować obecnie u nas. Z tą różnicą, że nasza gospodarka osiąga jeszcze wzrost, który nakręcany jest poprzez wewnętrzną konsumpcję oraz inwestycje, finansowane ze środków unijnych. Atutem gospodarki polskiej jest także, paradoksalnie, relatywnie tania siła robocza oraz elastyczność przedsiębiorców. Za przykład może tu posłużyć ekspansja polskiego transportu, która stała się ewenementem na skalę międzynarodową. Nikomu dotychczas, w tak krótkim czasie, nie udało się potroić bazy transportowej ( w 2004r. mieliśmy 40 tys. firm transportowych, a w 2009 – 120 tysięcy). Transport jest z kolei krwiobiegiem gospodarki, dlatego wcześniej, czy później odczuje załamanie gospodarcze. Proces upadłości firm transportowych w kraju już się zaczął.
Kryzys poza spadkiem zaufania do instytucji finansowych, spowodowuje również spadek zaufania do nieograniczonego wzrostu na świecie i przywróci dominującą rolę państw narodowych.
Pamiętać też należy, że osłabienie koniunktury za granicą będzie rzutowało na popyt na nasze towary i usługi. Wystarczy powiedzieć, że 27 proc. polskiego eksportu trafia do Niemiec, gdzie w 2009r. nastąpił spadek wynagrodzeń i wzrost bezrobocia, a to oznacza spadek konsumpcji. W tym roku już nie powtórzy się tak wysoka interwencja rządu w niemiecka gospodarkę, jaka miała miejsce w ubiegłym roku, co pozytywnie wpłynęło także na naszą gospodarkę. Współczesna gospodarka to, bowiem system naczyń połączonych.
Kryzys a logistyka
Logistyka jest działalnością usługową lokującą się pomiędzy popytem a podażą i tak naprawdę jest barometrem światowej gospodarki. Kryzys spowodował dramatyczne na niektórych kierunkach spadki przewozów. W 2009r. w skali gospodarki światowej było 600 niezaładowanych statków, co oznacza nadtonaż potencjału przewozowego o blisko 12 proc. w porównaniu do roku poprzedniego. Przeładunki w portach bałtyckich spadły średnio o 20 proc., w Polsce o ponad 10 proc. Od 2006r. trwa nieustanny spadek krajowych przewozów kolejowych. Ubiegły rok był najgorszy dla transportu kolejowego od 60 lat. W transporcie drogowym nastąpił spadek zamówień o 15-20 proc. W 2009r.wystąpił także spadek i popytu i podaży powierzchni magazynowych. Załamał się także transport przewozów lotniczych. Dane z końca ub.r. pokazują 20 proc. redukcje przestrzeni ładunkowej w samolotach cargo.
Mimo, że nasze położenie geograficzne – na styku Wschodu i Zachodu – należy do niezwykle atrakcyjnych, nie potrafimy w pełni go wykorzystać. Od 2008r. port w Hamburgu przeładowuje więcej kontenerów do Polski niż port w Gdyni. Przechodzi przezeń prawie cały import z Azji. Do korzystania z portu w Gdyni zniechęca słaba sieć dróg łącząca go z centralną i południową Polską, której łatwiej dotrzeć do portów niemieckich. Od korzystania z polskich portów odstraszają także skomplikowane procedury celne.
Wszystko wskazuje jednak na to, że Polskę dopiero czekają gigantyczne problemy, zwłaszcza w związku z deficytem budżetowym, dochodami podatkowymi i długiem publicznym Skarbu Państwa, który w tym roku osiągnie poziom 750 mld zł oraz zadłużeniem samorządów, które już osiągnęło poziom 40 mld zł, a także bezrobociem na poziomie 13 proc. Do tego należy jeszcze dodać rosnące koszty obsługi długu wewnętrznego i zagranicznego oraz problemami z systemem emerytalnym.
Globalne zarządzanie
W systemie finansowym świata brakuje środków finansowych. Same kraje UE zgłosiły w tym roku zapotrzebowanie na realne pieniądze w wysokości 800 mld euro. Skąd je wziąć i w jaki sposób przywrócić zaufanie do rynku finansowego? Przecież nie chodzi o to, by drukować puste pieniądze dla ratowania zadłużonych gospodarek. W ten sposób łatwo doprowadzić do stagflacji. Pewne jest za to, że jedyną instytucją, która może to zaufanie do rynku finansowego odbudować jest państwo. Ale w globalnej gospodarce takie zaufanie powinno odnosić się do globalnej gospodarki, pytanie tylko, czy będzie to możliwe?
W naszej globalnej wiosce brakuje żandarma, który stałby na straży wspólnego bezpieczeństwa.
Wszyscy odczuwają dramatyczną potrzebę skoordynowania działań państw dla wsparcia światowego systemu finansowego. Czy jednak możliwe będą narodziny takiego świata, w którym wszyscy są konkurentami i partnerami? Próby ustalenia wspólnej polityki UE wobec kryzysu nie powiodły się. Rządy poszczególnych krajów europejskich podejmują coraz bardziej suwerenne decyzje i nie chcą prowadzić redystrybucji poprzez budżet, na co wskazują doświadczenia Wielkiej Brytanii. Interwencja niemiecka spowodowała oddłużenie przedsiębiorstw i potanienie kredytów dla nich, a nie oddłużenie sektora finansowego, jak to uczyniono w Stanach Zjednoczonych. Pewne oznaki pokazują już, że jak tylko zaczyna się źle dziać na świecie, to państwa wracają do swojej struktury gospodarki narodowej i dbają przede wszystkim o swój własny interes. Wydaje się też, że kryzys poza spadkiem zaufania do instytucji finansowych, spowodowuje również spadek zaufania do nieograniczonego wzrostu na świecie i przywróci dominującą rolę państw narodowych.
Mimo zapewnień polskiego ministra finansów, że mamy zdrowy system finansowy, to w globalnej gospodarce, nie ma siły, żeby nie doszło do załamania również i u nas. Wystarczy niewielki niepokój na rynku finansowy, aby Polacy ruszyli do banków i zaczęli wyciągać swoje oszczędności, choć obecnie około połowa Polaków deklaruje swoje zaufanie do banków w Polsce. Ze względu na globalizację świat staje się coraz bardziej zależny. W naszej globalnej wiosce brakuje żandarma, który stałby na straży naszego wspólnego bezpieczeństwa. Do niedawna rolę te pełniły USA, po części, dlatego, że tego od nich wymagano, a po części, dlatego, że same chciały taką funkcję sprawować. Dlatego obecnie potrzebna jest jakaś instytucja, która wcielałaby w życie międzynarodowe standardy i stała na straży praworządności w świecie.
Upadek Cesarstwa Rzymskiego wpłynął nie tylko na sposób życia ludzi i gospodarkę, ale także światopogląd. Gdy jednak upadło Cesarstwo, ludzie przez kilkaset nie zdawali sobie z tego faktu sprawy. Może więc obecny kryzys światowy, jest początkiem końca dotychczasowego świata i sprawi, że wszystko się zmieni i ulegnie przewartościowaniu.
Adam Błuś, wydawca/redaktor naczelny Eurologistics
Każdy we własnej firmie musi wiedzieć, czy kryzys dla niego już się skończył, czy jeszcze nie. O tym, czy było to wydarzenie przełomowe w naszej epoce ocenią dopiero historycy. Z pewnością podwyżka podatku VAT nie rozwiąże naszych problemów, a jedynie przerzuci go na barki ostatecznych konsumentów. Rząd jednak stara się załatać dziurę budżetową w najprostszy z możliwych sposobów – podnosząc podatek. Zamiast podjąć odważnie zapowiadane od lat reformy systemowe, stosuje puder, mający przykryć to, co i tak gołym okiem jest widoczne. Tymczasem od pudrowania nosa nikomu jeszcze nic nie przybyło.
Marek Loos, redaktor naczelny Truck&Business Polska
Firmy transportowe, które były mądrze zarządzane w czasie kryzysu, dzisiaj już o nim nie pamiętają. “Mądrze” – to znaczy postawiły na utrzymanie bardzo wysokiej jakości usług, znalazły dodatkowe źródła dochodów, które wsparły działalność przewozową oraz prowadziły politykę inwestycyjną w taki sposób, który przyczynił się do uzyskiwania oszczędności, co prowadziło do zwiększania dochodów (lub zmniejszania strat). W sferze floty, takie inwestycje w transporcie międzynarodowym to dokonana w odpowiednim momencie wyprzedaż starszych ciężarówek, spełniających normy ekologiczne Euro3 i zamiana ich na Euro5, bo za te drugie płaci się znacznie mniejsze myto przy przejazdach przez Czechy, Słowację, Niemcy, czy Austrię. Inne tego typu inwestycje to zakupy systemów informatycznych wspierających i optymalizujących funkcjonowanie firmy przewozowej.
Kryzys dla takich przedsiębiorstw transportowych skończył się w połowie 2009 r. Może trudno wielu przewoźnikom w to uwierzyć, ale znam tak prowadzone firmy, a ich właściciele już dawno przestali narzekać.
Tomasz Czarnecki, redaktor naczelny FlotyAutoBiznes
Zjawisko kryzysu we flotach samochodowych było (czy jest?) dosyć specyficzne. Owszem, niektóre firmy zredukowały liczbę aut, jednak inne postanowiły zachować lub zwiększyć ilość aut. Czyli bardziej następuje ustabilizowanie sytuacji niż kłopoty. Porównując rok 2009 do roku 2008, ogólna sprzedaż pojazdów została praktycznie na tym samym poziomie, a wolumen sprzedaży do firm tylko nieznacznie uległ zmniejszeniu. Jednym z powodów tego ostatniego była nagonka medialna i strach zarządów podmiotów gospodarczych przed przyszłością.
Jeśli firmy chcą normalnie funkcjonować, to muszą wymieniać samochody. Gdy pojazd za długo trzymamy w firmie, po przejechaniu odpowiedniej liczby kilometrów jego eksploatacja staje się nieopłacalna. Niektóre marki notują, co prawda niższe wyniki sprzedaży, ale jednym z powodów tego zjawiska jest coraz groźniejsza konkurencja dla liderów ze strony „nowych” marek flotowych.
Podmioty świadczące usługi FSL przez cały czas notują wzrosty. Raz większe, raz mniejsze, ale są to jednak pozytywne rezultaty działania. Potencjał rynku jest, co prawda, nieco większy niż wykazują wyniki sprzedażowe, ale nie za wszystko odpowiada „kryzys”. Rynek urządzeń do lokalizacji pojazdów przeżywa rozkwit, szkoły doskonalenia jazdy w erze nadchodzących zmian ustawowych (odsyłam do artykułu Kuby Bielaka, który już wkrótce ukarze się na log24.pl) prawdopodobnie czeka złota era, dystrybutorzy systemów IT do zarządzania flotą zdobywają nowe pola rynku. Tak więc wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią więc, że kryzys we flotach systematycznie mija.
Romuald Rutkowski, prezes Asseco Business Solutions S.A.
Nasza firma nie odczuła kryzysu. Jeśli jednak nie walczymy z zagrożeniami to stawiamy sobie nowe cele. Nie jest więc ani łatwiej ani trudniej ale inaczej. Sytuacja nie wymaga jakiś szczególnych umiejętności. Rzeczywistość gospodarcza stale się zmienia, a menadżer musi umieć na nie reagować. Zarówno w kryzysie jak i przy dobrej koniunkturze. Cała praca menadżera to unikanie zagrożeń i wykorzystywanie szans. Pewne jest, że nie da się osiągnąć sukcesu rynkowego bez zbliżenia z klientem, umiejętności interpersonalnych, zbierania i analizowania danych oraz zarządzania ryzykiem. Na pewno też można więcej inwestować, zarówno ze względu na rosnący popyt, jak i większe bezpieczeństwo finansowe.
Prof. Janusz Filipiak prezes zarządu Comarch S.A.
Trzy, cztery lata temu wydawało się, że cały rynek podzielą między siebie giganci, tacy jak IBM czy Microsoft, że cała informatyka światowa znajdzie się w ich rękach. Dla firm takich jak nasza była to czarna wizja. Giganci skupowali przy tym wiele firm małych i średnich, zajmujących się tworzeniem produktów. Ale okazało się, że zaczynają mieć problemy: z innowacyjnością, z produktywnością i z wchodzeniem na rynki z nowymi produktami. Na to nałożył się kryzys, który obniżył przychody i przyczynił się do problemów finansowych wielu koncernów. Nagle dla ich klientów, obok jakości, zaczęła liczyć się także niższa cena. I to otworzyło szanse dla spółek takich jak nasza. Pozwoliło nam wygrywać przetargi, do których kiedyś nawet nie zostalibyśmy dopuszczeni z zasady. Karty rozdawane są dziś na nowo i mniejsze firmy mają szanse na zajęcie mocniejszej pozycji na rynku.
Wdrożenia przebiegają bez zakłóceń. Kryzys nie powstrzymał naszych inwestycji. Comarch planuje otwarcie ośrodka Comarch Data Center w Lille we Francji, w Dreźnie w Niemczech i drugiego w Krakowie.Grupa Comarch dzięki stabilnej sytuacji inwestuje w rozbudowę i ulepszanie portfolio produktów i jakość usług. Świadomie ponosi koszty rozwoju nowych produktów oraz rozwoju działalności na rynkach zagranicznych, inwestując w ten sposób w budowanie przewagi konkurencyjnej na przyszłość.
Strategia, jaką przyjęliśmy, oparta na rozwoju własnych produktów okazała się doskonałym rozwiązaniem na czasy recesji. Nasze własne produkty i usługi sprzedają się bardzo dobrze. Poziom sprzedaży myśli technicznej Comarch wzrósł i pozwala z powodzeniem występować na rynki zagraniczne.