No i stało się – masz stłuczkę lub wypadek. Co robisz?

No i stało się – masz stłuczkę lub wypadek. Co robisz?

Podróżowanie samochodem, obok wielu niewątpliwych zalet, niesie też ze sobą ryzyko wystąpienia zdarzeń mniej przyjemnych. Niezależnie od naszego doświadczenia czy umiejętności, prędzej czy później możemy stać się uczestnikiem kolizji lub wypadku. Najważniejsze jest, by w takiej...

Statystycznie, im częściej jeździmy autem, tym bardziej narażeni jesteśmy na wystąpienie przykrej sytuacji na drodze. Nieuwaga, nadmierna prędkość, złe warunki atmosferyczne – przyczyn takiego stanu rzeczy może być wiele.

Z uwagi na fakt, iż na drodze w dużej mierze zależni jesteśmy od innych kierowców, nie zawsze będziemy w stanie uniknąć stłuczki czy wypadku. Istotne jednak jest, by w takiej sytuacji nie panikować. Co zatem powinniśmy wiedzieć zawczasu?

Stłuczka czy wypadek?

– Na wstępie powinniśmy rozróżnić dwa podstawowe pojęcia. Ze stłuczką (lub też kolizją) mamy do czynienia, gdy w zdarzeniu drogowym, w którym braliśmy udział, nie ma ofiar śmiertelnych ani osób z poważnym uszczerbkiem na zdrowiu. W przeciwnym razie mówimy zaś o wypadku – wyjaśnia Grzegorz Król, kierownik serwisu w należącym do Grupy Martom Centrum Motoryzacyjnym Martom.

Kolizje z reguły wiążą się też z dużo mniejszymi uszkodzeniami pojazdów. W takim przypadku nie ma na ogół potrzeby wzywania policji – pod warunkiem jednak, że sami jesteśmy w stanie ustalić sprawcę.

Co istotne, przy stłuczkach nie musimy też pozostawiać aut w miejscu zdarzenia. Jeśli szybko i sprawnie określimy, z czyjej winy ona powstała, a uszkodzenia samochodów nie wymagają skorzystania z pomocy drogowej, dalsze postępowanie możemy przenieść w miejsce, w którym nie będziemy tamowali ruchu drogowego.

– By wykluczyć przy tym ewentualne późniejsze nieporozumienia, warto zrobić kilka poglądowych zdjęć przedstawiających całą sytuację z różnych ujęć – podpowiada przedstawiciel Grupy Martom.

Kolejne kroki

Następnym krokiem będzie spisanie oświadczenia. Dobrze, abyśmy zawczasu przygotowali sobie druk na wypadek podobnego zdarzenia, który później tylko uzupełnimy wszelkimi potrzebnymi danymi. Warto taki formularz wydrukować i wozić ze sobą w schowku.

W sytuacji, gdy podobnego formularza nie mamy, wystarczy nam zwykła kartka papieru, na której powinny znaleźć się wszystkie dane uczestników kolizji (w tym numery ubezpieczenia), jej przebieg i podpisy obu stron.

– Czasem zdarza się tak, że nie jesteśmy w stanie ustalić sprawcy. Wtedy powinniśmy wezwać policję, która ustali przebieg zdarzeń, a jednocześnie ukarze winnego mandatem – mówi Grzegorz Król.

Wypadek – i co dalej?

Zupełnie inaczej postępujemy w razie uczestnictwa w wypadku drogowym, gdzie nie obejdzie się bez interwencji odpowiednich służb. Pierwszym krokiem jest tu ustalenie liczby ewentualnych ofiar i określenie stanu zdrowia poszkodowanych. Później zawiadamiamy pogotowie i w razie potrzeby przystępujemy do udzielania pomocy rannym.

Jeśli tylko mamy taką możliwość, miejsce zdarzenia powinniśmy dobrze oznaczyć. Dotyczy to zwłaszcza wypadków, do których dochodzi poza terenem zabudowanym i np. w nocy. By uprzedzić innych kierowców przed niebezpieczeństwem, włączamy światła awaryjne i w odpowiedniej odległości ustawiamy trójkąt ostrzegawczy.

Z cała pewnością nie powinniśmy przy tym przemieszczać naszych pojazdów. Z tym czekamy do przyjazdu policji, która na podstawie własnych pomiarów, opisu zdarzenia czy zeznań świadków określi sprawcę i prawdopodobne przyczyny.

Zdarzenia parkingowe

Na koniec warto wspomnieć też o tzw. zdarzeniach parkingowych. W pojęciu tym mieszczą się wszelkie wgniecenia, zarysowania czy stłuczki, które powstają bez naszego udziału.

– Niestety, w większości przypadków ustalenie winnego okazuje się niemożliwe. Zawsze warto jednak spróbować – sprawdzić, czy nie ma w pobliżu kamery monitoringu, która mogła coś zarejestrować oraz poszukać potencjalnych świadków – dodaje na koniec ekspert Grupy Martom.

W takiej sytuacji możemy też wezwać policję, która potwierdzi miejsce zdarzenia. Mimo to, bez danych sprawcy wszelkie tego typu uszkodzenia będziemy musieli usuwać „na własną rękę” – korzystając z ubezpieczenia (AC) lub też z prywatnych funduszy.

Poleć ten artykuł:

Polecamy