Kryzys nie przebacza błędów

Kryzys nie przebacza błędów

Rozmowa z Januszem Piechocińskim, wiceprzewodniczącym sejmowej Komisji Infrastruktury. 8 stycznia 2010 r. Sejm uchwalił „ustawę antykryzysową” dla transportu drogowego, zawierającą praktycznie wszystkie rozwiązania wypracowane przez Forum Transportu Drogowego we

8 stycznia 2010 r. Sejm uchwalił „ustawę antykryzysową” dla transportu drogowego, zawierającą praktycznie wszystkie rozwiązania wypracowane przez Forum Transportu Drogowego we współpracy z administracją rządową i parlamentarzystami. Dlaczego prace nad projektem tej ustawy opóźniły się w stosunku do planowanych terminów jego rozpatrzenia przez Komisję Infrastruktury?
Zgadza się. Jednym z jego elementów była sprawa czasu pracy kierowców, która powinna być załatwiona nie później niż we wrześniu 2009 r. Starałem się o to, ale nie wyszło. Złożyłem projekt, pod którym zbierałem podpisy posłów ze wszystkich czterech klubów parlamentarnych. Zakładał on wprowadzenie do procedowania legislacyjnego zmian dotyczących czasu pracy kierowców. Niestety marszałek Sejmu (nie wiadomo, z jakich powodów) nie uznał za celowe wprowadzenie projektu do procedowania. Czekaliśmy więc do września na ustalenia międzyresortowe.
Projekt ten zakłada między innymi „wyprostowanie” postanowienia siedmiu sędziów Sądu Najwyższego w sprawie traktowania diet dla kierowców (dokładnie pisaliśmy o tym w T&BP nr 3/2009 – przyp. red.). Funkcjonowanie tego postanowienia skutkowałoby konsekwencjami karno-skarbowymi, co mogłoby być dla przewoźników opłakane.
Poza tym Ministerstwo Finansów miało wątpliwości natury konstytucyjnej, czy można narzucić samorządom lokalnym, by przewoźnicy mogli nie wnosić do nich opłat za środki transportu wycofane czasowo z eksploatacji.
Stoczyliśmy bój z Polską Izbą Ubezpieczeń w kwestii możliwości nie płacenia przez przewoźników składki ubezpieczenia OC w okresie wycofania pojazdu z eksploatacji. Przedstawiciele Izby deklarowali, że nie walczą o pieniądze, ale o czytelność i klarowność systemu. Reprezentantka Izby dała nam do zrozumienia, że członkowie Komisji Sejmowej należą do pokolenia, które nie miało matematyki na maturze, bo – według niej – koszty ubezpieczenia tira, który nie jeździ, powinny być na poziomie od 30 do 60 proc. tira jeżdżącego, który rocznie pokonuje ponad 100 tys. km. Jednak przedstawiciele Izby nie potrafili przytoczyć – jako dowodów dla swoich tez – ani przybliżonych, zweryfikowanych kosztów, ani liczby przypadków potwierdzających jej wyliczenia.

Czy rzeczywiście konieczna była reakcja najwyższej władzy państwowej – Sejmu – na trudną sytuację w polskim transporcie drogowym? Czy, zamiast tworzyć „pakiet antykryzysowy”, nie należało pozostawić rozwiązanie problemów samemu rynkowi?
Nie sądzę, by w trudnej i skomplikowanej sytuacji, w jakiej znaleźli się polscy przewoźnicy drogowi, mogli oni poradzić sobie sami – bez pomocnej ręki ze strony władz państwowych. Aktualny stan rynku przewozów ma kilka charakterystycznych cech. W ostatnich latach tzw. „praca przewozowa” dynamicznie rosła. Dopiero w 2009 r. uległa ona spowolnieniu. W ubiegłym roku znacznie spadła rentowność działalności transportowej. Obecnie wiele międzynarodowych kontraktów przewozowych jest zawieranych na poziomie pół euro za tonokilometr. Dla szanującego się przewoźnika są to stawki, przy których przejada się amortyzację. Poza tym przez wiele ostatnich lat przewoźnicy intensywnie powiększali floty pojazdów, nawet wówczas, gdy wiadomo było, że koniunktura się kończy. Tymczasem kryzys spowodował rezygnację wielkich sieci handlowych i dużych firm transportowych z usług podwykonawców. Oznacza to, że rynek transportowy był jeszcze mniejszy, niż wynikałoby to z poziomu schłodzenia wymiany międzynarodowej. Ostatecznie gracze na rynku transportowym od dłuższego czasu nie konkurowali jakością usług, ale ceną. Klienci przewoźników przyzwyczaili się w tym czasie do dramatycznie niskich cen frachtów. To jeszcze bardziej pogłębiło kryzys. By przetrwać trudne czasy, część przewoźników postanowiła, że będzie jeździć odnotowując straty. Dotyczy to szczególnie tych firm, które nie miały innych źródeł dochodów, niż transportowe. Wszystko to doprowadziło w ostatnich latach do bankructwa kilkuset firm z branży, a podobny los kilkuset kolejnych wydaje się nieunikniony, nawet jeżeli weźmie się pod uwagę udogodnienia wynikające z pakietu antykryzysowego.

Jakie wnioski można wyciągnąć z kryzysu?
Ta dekoniunktura pokazała, jak ważne wśród menedżerów – nie tylko transportu – są sztuka przewidywania i umiejętności menedżerskie. W okresie koniunktury rynek „przebacza” wiele błędów. Kiedy cena za tonokilometr transportu utrzymywała się na poziomie 2 do 3 euro, starczało wszystkim na wszystko. Kryzys nie „przebacza” błędów logistycznych czy bywania podwykonawcą na wariackich papierach. Jeszcze dwa lata temu każda firma transportowa, jakkolwiek nie byłaby zarządzana, dawała sobie radę. W tej irracjonalnej euforii wielu przewoźników nie zauważyło nadciągającej dekoniunktury, czego dowodem było kupowanie ogromnych ilości zestawów transportowych, gdy wszystkie wskaźniki sytuacji na rynku mówiły, że nadchodzą trudniejsze czasy. Te wskaźniki trzeba śledzić, by w odpowiednim momencie włączać hamulce. Tymczasem wielu przewoźników nadal powiększało flotę lub rywalizowało o kierowców, podnosząc ich płace. W efekcie rentowność działalności przewozowej spadła do 2-3 proc. w pierwszej połowie 2009 r., a w drugiej połowie zaczęła się jeszcze bardziej załamywać. Doprowadziło to do utraty płynności finansowej, pogłębianej przez coraz większe zatory płatnicze w branży.

A propos kierowców. Czy wysokie koszty zdobycia kwalifikacji zawodowych kierowców pojazdów ciężarowych nie wpłyną wkrótce na powstanie poważnych niedoborów w tym zawodzie?
Jest to kość niezgody między środowiskiem przewoźników drogowych i stroną rządową. Rynek nie będzie w stanie ponieść ustalonych ostatnio bardzo wysokich kosztów zdobywania przez kierowców kwalifikacji zawodowych, niezależnie, czy szkolenie będzie trwało 120 czy 270 godz. Jestem zdania, że koszty szkolenia kierowców zawodowych powinna wziąć na siebie publiczna oświata zawodowa. Teraz – w kryzysie – problemu niedoboru kierowców nie ma. W niektórych regionach kraju powstał nawet sztuczny ich nadmiar, związany z większą falą bankructw firm przewozowych, ale jak tylko powróci koniunktura w transporcie, problemy z małą liczbą kierowców zawodowych wrócą ze zdwojoną siłą.

Poleć ten artykuł:

Polecamy