Produkcja kontra COVID-19

Produkcja kontra COVID-19

Zderzenie ze ścianą – tylko tak można określić sytuację, w jakiej znalazły się firmy produkcyjne po wybuchu pandemii koronawirusa. Wnioski, wyciągnięte z poprzednich kryzysów gospodarczych okazała się w większości kompletnie nieprzydatne w budowie strategii działania, bowiem jeszcze nigdy do recesji nie doprowadził tak zaskakujący i pozostający poza wszelką kontrolą czynnik.

Firmy produkcyjne specjalizują się w szybkim dostosowywaniu się do nowych sytuacji, więc i tym razem szybko podjęły szereg działań, na bieżąco modyfikując swoje krótko- i długoterminowe operacje. To było kilka miesięcy niezwykłych wyzwań i dlatego postanowiliśmy poświęcić w tym wydaniu Logistyki Produkcji cały dział efektowi, jaki pandemia wywarła na nasz ulubiony sektor – pamiętając, że długofalowo wpływ ten może być jeszcze większy, ale niekoniecznie tylko zły.

Zmiany w każdej branży

Nie ma w Polsce branży, która nie odczułaby wpływu koronawirusa na swoje operacje produkcyjne, Nie zawsze wiązał się on z ich ograniczeniem – branża spożywcza, farmaceutyczna czy producenci środków higienicznych zanotowali ogromny wzrost popytu, co jednak przełożyło się na duże problemy z zapewnieniem ciągłości dostaw.

Jednak dla większości branż to były trudne miesiące. Dynamika produkcji przemysłowej w marcu, gdy pandemia dopiero do nas dotarła, była jeszcze w okolicach zera. Dramatyczny kwiecień przyniósł spadek r/r o blisko 25 proc, a w maju byliśmy o 17 proc. na minusie. Pierwszą jaskółką były dane z czerwca, gdy produkcja niespodziewanie nieco wzrosła w stosunku do czerwca 2019. Obawy o to, co nas czeka jesienią i czy czeka nas druga fala pandemii oraz ponownie załamanie popytu, są jednak duże. Pamiętajmy też, że dane porównawcze odnoszą się do roku 2019, gdy już widać było oznaki nadchodzącego spowolnienia gospodarczego.

Branża motoryzacyjna, oczko w głowie naszej gospodarki, otrzymała największy cios. Produkcja samochodów oparta o globalną sieć poddostawców miała problemy już zimą, gdy koronawirus szalał w Chinach. To fabryki motoryzacyjne była najczęściej zatrzymywanymi na czas pandemii zakładami. I nie chodziło tu tylko o kwestie bezpieczeństwa – rynek się załamał i nie było dla kogo produkować samochodów. Zakłady FCA i PSA na Śląsku stały ponad dwa miesiące, tylko Volkswagen zakończył przestój po kilku tygodniach. Żadna z fabryk samochodów w Polsce – ani w Europie – nie wróciła jednak do pełnej wydajności, zaś w przypadku zakładów KIA na Słowacji szybki powrót do pracy po lockdownie zakończył się kolejnym przestojem, gdyż dostawcy podzespołów nie byli w stanie ich wyprodukować w wymaganym terminie.  

“Pewne branże zanotowały ogromny wzrost popytu, co jednak przełożyło się na duże problemy z zapewnieniem ciągłości dostaw.”

Problemy innych branż także były niemałe, jednak tutaj nie zaobserwowano licznych przestojów w zakładach. Nie brakło jednak przypadków zakażeń koronawirusem w różnych fabrykach. Trzeba jednak zaznaczyć, że w takich przypadkach zazwyczaj bardzo szybko udawało się wrócić do pracy, a większości przypadków zakażenie ograniczało się do niewielkiej grupy pracowników. Zaowocowały zasady rygoru sanitarnego, wprowadzone po wybuchu pandemii. Pomiar temperatury, płyn do dezynfekcji, przyłbice, maseczki, spożywanie obiadów na zmiany, rozsunięte szafki – te środki zastosowały praktycznie wszystkie fabryki.

MŚP papierkiem lakmusowym

Mikro, małe i średnie przedsiębiorstwa stanowią o sile naszej gospodarki. PwC postanowiło w kwietniu zapytać firmy z tej grupy, jak wpływa i wpłynie na nie w przyszłości kryzys związanym z pandemią.  Analiza odpowiedzi na pytanie o spodziewany spadek przychodów dostarcza wniosków, że poszczególne sektory gospodarki spodziewają się gospodarczych efektów epidemii. w różnym zakresie. Grupą, która będzie szczególnie dotknięta jest sektor usług konsumenckich, w którym wszystkie firmy spodziewają się spadku przychodów, a 3 na 5 z nich wskazuje, że przychody spadną o ponad 50 proc. w stosunku do analogicznego okresu w roku poprzednim. Przedsiębiorstwa reprezentujące ten obszar działalności gospodarczej zostały m.in. bezpośrednio dotknięte obostrzeniami, w tym zamknięciem galerii handlowych.

Wśród firm biorących udział w ankiecie, w każdej z grup przedsiębiorstw wyróżnionych wg kryterium wielkości przewidywany jest spadek przychodów w nadchodzącym miesiącu. W przypadku firm zatrudniających od 50 do 249 osób więcej niż co druga firma spodziewa się spadku przekraczającego 15 proc.. Wśród firm małych i mikroprzedsiębiorstw sytuacja jest nawet trudniejsza odpowiednio co trzecia i blisko co druga firma spodziewają się spadków przekraczających 50 proc.. Co ósma z wszystkich firm biorących udział w badaniu (12 proc.) nie prognozuje spadku przychodów w najbliższym miesiącu. Z drugiej strony, około 14 proc. ogółu firm udzieliło odpowiedzi „nie wiem / trudno powiedzieć”, co dowodzi dużej niepewności skutkującej niemożnością oszacowania wpływu pandemii na sytuację przychodową.

Sektory usług biznesowych oraz budownictwa z jednej strony wydają się być nieznacznie mniej narażone bezpośrednio na efekty gospodarcze (ponad 15 proc. wskazań odpowiedzi przeczącej), jednak równocześnie cechuje je stosunkowo największa niepewność (około 11 13 proc. odpowiedzi „trudno powiedzieć/nie wiem”).

Zakłócony popyt i łańcuch dostaw

Niemal wszystkie przedsiębiorstwa biorące udział w badaniu wskazały na spadek popytu w odpowiedzi na pytanie o główne problemy wywołane przez pandemię COVID-19. Zakłócenia w łańcuchach dostaw stanowią największe wyzwanie w sektorze handlu i w sektorze przemysłowym, najmniejsze zaś w sektorze usług biznesowych. Przemysł w największym stopniu odczuł również skutki zamknięcia granic, co koresponduje z opiniami, że obecna pandemia jest dużym wyzwaniem dla globalizacji w jej dotychczasowym kształcie.

Pomiar temperatury to teraz codzienność.

Opóźnienia w płatnościach klientów powodują trudności w przypadku 70,4 proc. firm działających w sektorze przemysłowym oraz 65 proc. przedsiębiorstw z sektora usług biznesowych. To potwierdza, że problemy płynnościowe i zatory płatnicze będą w najbliższej przyszłości stanowić ogromne (znacznie większe niż zazwyczaj) wyzwanie dla polskiej gospodarki.

63 proc. średnich firm prowadzących działalność produkcyjną ograniczyło swoją działalność w związku ze zmianami społeczno gospodarczymi będącymi następstwem pandemii COVID 19, a 51 proc. przedsiębiorstw z sektora przemysłowego ograniczyło zatrudnienie w związku z sytuacją wywołaną zagrożeniem COVID-19. Jednak kwestia sytuacji na rynku pracy jest wyjątkowo trudna do oceny, ze względu  na jego silne uzależnienie od imigrantów z Ukrainy. Brakuje jednoznacznych danych wskazujących, czy pandemia zmieni ich plany i czy nadal nie będziemy obserwować problemów z dostępnością pracowników, nawet w okresie kryzysu.

Eksport dyktuje warunki

Eksport to kluczowy czynnik, decydujący o sukcesie działających w Polsce producentów. I choć w Polsce możemy się cieszyć ze stosunkowo spokojnego przebiegu pandemii, w wielu krajach, które są odbiorcami naszych wyrobów, sytuacja wyglądała zgoła inaczej. Spadkowi popytu towarzyszyły duże zakłócenia w łańcuchu dostaw oraz utrudnienia związane z różnymi rodzajami restrykcji, wprowadzonymi przez poszczególne kraje.

Jak zatem wyglądała kwestia eksportu w czasie pandemii? Dostępne obecnie dane o stanie gospodarki realnej oraz opinie pozyskane od członków KIG pozwalają szacować, że eksport w maju 2020 wyniósł 14 295  mln EUR. Zwiększył się więc w stosunku do wartości notowanych w kwietniu o 3,7 proc., w stosunku zaś do wielkości notowanych przed dwunastoma miesiącami zmniejszył się o 27,0 proc.. Wielkość eksportu w czerwcu będzie nieco większa od majowej, począwszy zaś od lipca skala poprawy wyników powinna być już bardziej efektowna. 

Maj przynosi zazwyczaj pewną korektę aktywności eksportowej. Jest już bowiem po zwiększonym ruchu okołoświątecznym oraz po pierwszej dużej fali zakupów nowych kolekcji wiosennych (co ciekawe dotyczy to znacznie większej ilości branż niż zazwyczaj wymienianych w takich okazjach zakupów odzieży i obuwia). Wzmiankowana korekta jest też często pogłębiana nieco krótszym do dyspozycji czasem pracy w maju (w porównaniu z kwietniem).

“Wiele firm będzie musiało odpowiedzieć sobie na pytanie, czy mają siłę i moc finansową, żeby dalej działać.”

Nowe warunki

W bieżącym roku sytuacja prezentowała się jednak odmiennie. Ze względu na pojawianie się obostrzeń w gospodarkach wielu krajów oraz perturbacji w łańcuchach dostaw już w marcu statystyki były mocno słabsze od typowych, a kwietniowe pokazały pełnię problemów. Maj przyniósł natomiast pierwsze efekty postępującego w części krajów odmrażania gospodarek. Poprawa sprzedaży eksportowej wynosząca w maju 3,7 proc., choć wciąż niewielka, jest jednak o tyle istotna, że ma miejsce już teraz, nie zaś dopiero w czerwcu czy lipcu jak pierwotnie można się było obawiać. W konsekwencji w maju 2020 roczna dynamika eksportu mogła ulec poprawie z ujemnych notowanych w kwietniu -29,2 proc. do ujemnych -27,0 proc..

W maju złoty wzmocnił się wobec euro – o 0,3 proc. do 4,5291 i równocześnie okazał się o 5,4 proc. słabszy niż przed rokiem (w kwietniu złoty był słabszy niż przed rokiem o 6,0 proc.). Zmiany te nie zmieniły znacząco dobrej pozycji konkurencyjną naszych eksporterów. Korzystnie prezentowała się też sytuacja eksporterów rozliczających sprzedaż w dolarach. W maju złoty wzmocnił się w stosunku do tej waluty – o 0,7 proc. do 4,1569. Jednocześnie okazał się słabszy niż przed rokiem o 8,3 proc. (w kwietniu złoty był słabszy niż przed rokiem o 9,7 proc.).

Według wstępnych danych Narodowego Banku Polskiego w pierwszych czterech miesiącach 2020 roku eksport wyniósł 71 693 mln EUR i okazał się o 6,7 proc. mniejszy niż w pierwszych czterech miesiącach roku 2019. Według sprawozdawczości prezentowanej przez Główny Urząd Statystyczny eksport wynosząc w okresie I-IV 2020 r. 74 600 mln EUR okazał się niższy niż rok wcześniej o 5,3 proc..

Kwietniowa zapaść

W tegorocznych wynikach od marca widoczny jest regres aktywności w wymianie międzynarodowej, a o kwietniu zaś można mówić o jako o miesiącu bardzo głębokiej zapaści. Powodem problemów jest gwałtowne wyhamowanie procesów gospodarczych wywołanych całokształtem zjawisk związanych z pandemią koronawirusa. Bardzo istotnie spadły zamówienia, tak w zakresie dóbr konsumpcyjnych, jak i zaopatrzeniowych. Wiele z zamówionych towarów nie było odbieranych. Pojawiły się też krytycznej skali problemy z logistyką i możliwością dostarczenia zamówionych i wyprodukowanych towarów. W części przypadków realizację zamówień uniemożliwiły braki w dostawach surowców i półproduktów, w części zaś problemy ze skompletowaniem załogi (kwarantanna).

Analizując jednak wyniki ostatnich miesięcy wypada podkreślić, że faktyczna skala regresu tak w przypadku marca jak i kwietnia okazała się płytsza niż można się było obawiać i niż zakładane było w bazowych scenariuszach. W przypadku marca ów regres był płytszy od prognozowanego o blisko dwa miliardy euro, w kwietniu zaś nawet o nieco ponad dwa miliardy.

Powrót do pracy fabryk w których wykryto zakażenie następował szybko.
Pozytywna tendencja

W statystykach nie pojawił się oczekiwany wyraźny spadek udziału sprzedaży eksportowej w wynikach przemysłu ogółem. Miał on nastąpić jako splot gorszej niż u nas koniunktury u naszych kluczowych partnerów z dużo trudniejszą sytuacją logistyczną w procesie realizacji wymiany międzynarodowej (niż w wymianie krajowej). W domyśle obserwowane na bieżąco wyniki przemysłu miały być bardziej budowane na dostawach krajowych, które miały choć w części pokrywać skrajnie głęboki regres w eksporcie. Tymczasem sytuacje z wysyłkami krajowymi i zagranicznymi nie różniły się aż tak bardzo. Ma to kluczowe i pozytywne znaczenie przy tworzeniu scenariuszy tendencji w eksporcie dla najbliższych miesięcy oraz szacowaniu wyników możliwych do wypracowania  w roku bieżącym i następnym.

Eksport w kwietniu był niższy niż przed rokiem o 29,2 proc., a aktualne szacunki dla maja wskazują na dynamikę roczną ujemną na poziomie 27,0 proc.. Wcześniejsze prognozy dla obu tych miesięcy mówiły o spadku rzędu 40 proc.. W następnych miesiącach skala regresu będzie się zmniejszać i to szybciej niż w naszych wcześniejszych założeniach. W marcu 2021 roczna dynamika eksportu ponownie stanie się dodatnia (choć głównie ze względu na efekty bazowe).

W roku 2020 można oczekiwać zmniejszenia naszej sprzedaży eksportowej z 230,3 mld EUR w roku 2019 do 208,4 mld EUR (o 9,5 proc.). Regres, choć bardzo dotkliwy, może okazać się jednak wyraźnie mniejszy od szacowanego przed dwoma miesiącami (spadek do 189,0 mld EUR tj. o 18,0 proc.). W roku 2021 eksport wynosząc 224,6 mld EUR może okazać się o 8,2 proc. wyższy niż w roku 2020.

Twarde lądowanie przed nami

Ekonomiści Euler Hermes. zaznaczają, że  popandemiczna recesja na dobre rozpocznie się dopiero wtedy, kiedy skończą się pieniądze z rządowych tarcz, a pierwszej fali upadłości firm można spodziewać się w III kwartale tego roku. Wśród najbardziej zagrożonych branż są m.in. HoReCa i transport międzynarodowym ale producenci z branża meblarskiej i odzieżoeja też mogą spisać bieżący rok na straty, nie wspominając o motoryzacji. Cały handel, w tym także żywność i środki czystości, spowalnia, a konsumenci i firmy ograniczają zakupy, bo czekają na rozwój wydarzeń gospodarczych w obawie przed recesją.  Niepewność zmieni też zwyczaje zakupowe Polaków: konsumenci będą wybierać produkty tańsze, powróci presja na ceny i obniżki marż.

– Prawdziwy kryzys wywołany pandemią pokaże się dopiero, kiedy skończą się pieniądze ze wszystkich tarcz. Te transfery gotówkowe, które firmy dostały i wciąż dostają, to są co prawda duże pieniądze, ale one służyły głównie temu, aby przedsiębiorstwa przetrwały w momencie, kiedy gospodarka stała w miejscu i w wielu branżach w ogóle nie było sprzedaży – mówi Tomasz Starus, członek zarządu Euler Hermes odpowiedzialny za ocenę ryzyka.

Polska gospodarka jest w trakcie odmrażania, ale w wielu branżach firmy nadal notują obroty o 30–50 proc. niższe niż przed kryzysem epidemiologicznym. To oznacza, że kiedy skończy się finansowe wsparcie od rządu, będą musiały radzić sobie samodzielnie, pokrywając wciąż wysokie koszty działalności (czynsze, koszty pracownicze etc.) z własnych, dużo mniejszych przychodów. Wiele z nich temu nie podoła, a efektem będzie zwiększenie skali zatorów płatniczych, presja na redukcję zatrudnienia i obniżki wynagrodzeń.

– Wiele firm będzie musiało odpowiedzieć sobie na pytanie, czy mają siłę i moc finansową, żeby dalej działać. To będzie taki moment, kiedy gospodarka powie: „sprawdzam!”. Pewnie w okolicach III kwartału możemy spodziewać się wynikającej z tego lawiny upadłości firm. Zresztą pierwsze obserwujemy już w tej chwili. Wiele przedsiębiorstw, w szczególności nastawionych na działalność, która wciąż jest zamrożona, jak np. turystyka czy wynajem apartamentów, już upada – mówi Tomasz Starus.

Branża motoryzacyjna mocno ucierpiała wskutek pandemii.
Krótka euforia

Z perturbacjami musi liczyć się też transport, w szczególności międzynarodowy. Z kolei w branży spożywczej i FMCG obostrzenia wprowadzone w związku z pandemią SARS-CoV-2 przyniosły chwilowy boom i wzrost sprzedaży związany z gromadzeniem zapasów. Jednak euforia zakupowa trwała tylko do Wielkanocy. Po niej przychody spadły, za to uwypukliły się problemy branży, takie jak niska marżowość i chroniczne opóźnienia w spłacie należności.

– Styczeń i luty to był czas, kiedy w płatnościach i przeterminowaniach niewiele się działo, był porównywalny z zeszłym rokiem. W marcu zauważyliśmy już pierwsze sygnały pogorszenia w branży spożywczej i AGD. Tutaj średni udział długów trudnych, czyli przeterminowanych ponad 120 dni, wzrósł z 2 do ponad 4 proc., czyli ponad dwukrotnie. To niemało, biorąc pod uwagę, że firmy z tej branży mają dość niską marżę. Te 2 proc. nieodzyskanych pieniędzy może powodować, że wcale nie będą mieć zysku – mówi Tomasz Starus. – W branży spożywczej udział trudnych długów wzrósł jeszcze bardziej. Do lutego utrzymywał się w granicach 2 proc., a obecnie to już 4,5 proc. To branża o bardzo dużych obrotach, więc ten odsetek przekłada się na duże pieniądze, które pewnie są już nie do odzyskania.

Ekspert Euler Hermes ocenia jednak, że żywność ma i będzie miała dobre perspektywy zbytu jako towar pierwszej potrzeby, a handel spożywczy generalnie radzi sobie na razie dość dobrze. Jednak nadchodzące miesiące przyniosą też nowe wyzwania, których wiele przedsiębiorstw może nie przetrwać, takie jak brexit, susza czy planowany podatek cukrowy.

Presja na ceny

Problem również w tym, że w Polsce zarówno konsumenci, jak i firmy w obawie przed recesją ograniczają zakupy i czekają na rozwój wydarzeń gospodarczych. Niepewność zmniejszy liczbę zakupów okazjonalnych, a konsumenci wybierać będą produkty tańsze. Powróci więc presja na ceny i niskie marże, także w sektorze spożywczym. Po pandemii zostanie z nami również skłonność do zakupów w internecie, również w poszukiwaniu bardziej atrakcyjnych cen.

– Internetowy handel szczególnie dobrze radzi sobie w tych branżach, które już wcześniej odrobiły pracę domową, czyli np. w elektronice i AGD. Tam jest kilku mocnych graczy, którzy istnieją w internecie od dawna i ten czas był dla nich dodatkowym bodźcem, żeby jeszcze bardziej usprawnić e-handel. Oni zyskali, ponieważ nauczyli tę część społeczeństwa, która do tej pory pozostawała niechętna zakupom w internecie, że jest to łatwe i bezpieczne – mówi Tomasz Starus.

Konieczność zdalnej pracy i nauki wywołała impuls do zakupów nowego sprzętu elektronicznego, który nabyło online 35 proc. konsumentów. Jednak i tutaj boom skończył się wraz ze znoszeniem ograniczeń. Aktualnie zarówno klienci indywidualni, jak i firmy ograniczają takie zakupy, czekając na rozwój sytuacji gospodarczej, a pierwsze dni otwarcia sklepów nie wskazują na duże zainteresowanie ofertą RTV/AGD. Euler Hermes wskazuje, że na tle innych branż ten sektor doświadczył jak na razie umiarkowanego spadku (-16,7 proc. rok do roku), jednak wiele wskazuje na to, że większe załamanie i problemy z płynnością jeszcze nadejdą.

Analitycy oceniają, że pandemia i jej konsekwencje zmienią zwyczaje zakupowe Polaków, co zakończy obserwowany w ostatnich latach trend kupowania sprzętu droższego, bardziej funkcjonalnego i o lepszym designie. Pojawi się za to zainteresowanie tańszą ofertą i presja na jak najniższe ceny.

Analitycy oceniają, że pandemia i jej konsekwencje zmienią zwyczaje zakupowe Polaków, co zakończy obserwowany w ostatnich latach trend kupowania sprzętu droższego, bardziej funkcjonalnego i o lepszym designie.

Liczne powiązania

Wśród sektorów handlowych, które na kryzysie straciły najmocniej, są m.in. meble oraz ubrania – Branża meblarska może uznać ten rok za stracony, ponieważ sprzedaż mieszkań spada i będzie spadać. Bezrobocie będzie rosnąć, koszt kredytów hipotecznych jest dużo wyższy i potrzebny jest większy wkład własny. Na razie więc ludzie nie będą kupować mebli, a przynajmniej nie w takiej skali jak wcześniej – ocenia Tomasz Starus. – Z kolei cała reszta konsumpcji, czyli m.in. odzież i obuwie, odnotowała totalną zapaść. W tej chwili trwa mozolne odbudowywanie, ale dopóki ludzie wciąż w większości siedzą w domach, to nie będą też zaopatrywać się w taką liczbę ubrań.

Ekspert Euler Hermes wskazuje, że są też branże, które na obecnym kryzysie ewidentnie zyskują. Jest wśród nich m.in. branża opakowaniowa – popyt na opakowania się zwiększył i pojawiła się możliwość podniesienia marż. Zwiększonemu popytowi towarzyszy też spadek cen surowców do ich produkcji, wynikający ze spowolnienia gospodarki.  

Komentarze


Inwestycje nie zostaną porzucone
Michał Górecko, Dyrektor pionu sprzedaży i współpracy z klientami, BPSC

W czasie pandemii byliśmy w stałym kontakcie z naszymi klientami. Chcieliśmy wiedzieć, jak kształtuje się ich sytuacja. Z dziesiątek rozmów i telekonferencji, które przeprowadziliśmy w ostatnich tygodniach, wynika, że większość z naszych klientów nie planuje ograniczenia planów inwestycyjnych. Porzucenie już rozpoczętych projektów byłoby błędem. Oczywiście firmy zastanawiają się, dokończyć inwestycję, czy poczekać? Większość wybiera pójście za ciosem. Dlaczego? Ponieważ nasi klienci już jakiś czas temu przekonali się, że inwestycja w technologię się opłaca. Jeżeli od dawna przygotowywali się do kolejnego cyfrowego kroku to, błędem byłoby cięcie inwestycji na ślepo. Przedsiębiorcy, podejmując decyzję, powinni myśleć, nie o tym co mogą zyskać, a co mogą stracić, zaniechując inwestycji w cyfrowe innowacje. Oczywiście jest to pewne ryzyko, ale zdecydowanie mniejsze niż pasywność. Można powiedzieć, że nasi klienci, a przynajmniej ich znaczna część to innowatorzy, którzy chcą przejąć kontrolę nad kryzysem, a nie poddać się jego wpływowi. Niedawno pojawiły się ciekawe badania EY (Ernst&Young), zrealizowane już w czasie pandemii, z których wynika, że bieżąca sytuacja walnie przyczyni się do przyspieszenia cyfryzacji i automatyzacji i w pełni się z tym stwierdzeniem zgadzam.

Z sygnałów, jakie do nas dotarły, wynika, że nasi klienci odczuli kryzys. Na początku lockdownu nikt nie wiedział, ile potrwa stan zamrożenia i jakie będę reperkusje, codziennie pojawiały się nowe znaki zapytania, a ludzkość nie potrafiła znaleźć na nie odpowiedzi. Dlatego już na początku maja przeprowadziliśmy pogłębione wywiady z naszymi klientami. Chcieliśmy im pomóc i by zrobić to właściwie musieliśmy dowiedzieć się, z jakimi wyzwaniami spotykali się w ostatnim czasie. Ku naszemu zaskoczeniu, naprawdę niewiele firm mocno odczuło pandemię na swojej skórze. Najczęściej koronawirus rezonował w umiarkowanym stopniu. Choć bywały i takie firmy, które podczas pandemii pracowały ze zdwojoną siłą, a jeżeli miały problemy to najczęściej chwilowe i niewielkie. Mimo że w wielu zakładach linie produkcyjne nie pracowały na 100 proc. to raczej nie było przedsiębiorstwa, które musiałoby się zatrzymać. Jednak nasi klienci są wycinkiem większego obrazu, jakim jest polski sektor wytwórczy. Firmy z nami współpracujące weszły na drogę cyfrowej transformacji, nie skupiając się wyłącznie na zwiększaniu efektywności i produktywności. Te atrybuty przyszły z czasem, jako wypadkowa podjętych inicjatyw. Jak pokazały ostatnie miesiące, przedsiębiorstwa świadome potrzeby samorozwoju lepiej uporały się z pandemicznymi przeszkodami, a dzięki temu, skutecznie wydostaną się z poślizgu, jakim dla gospodarki światowej okazał się COVID-19.


Michał Lach, prezes eq system
To nie najsilniejsi wygrają

Reakcje klientów na pandemię podzieliłbym na trzy fazy. Jej początek to przede wszystkim wielkie zaskoczenie związane z nagłym zatrzymaniem wielu biznesów i z niespotykanymi dotąd ograniczeniami – tak w sferze gospodarki, jak i codziennego życia. Był to moment, w którym część firm wstrzymywało się od podejmowania znaczących decyzji, licząc, że cala sytuacja okaże się przejściowa i nie będzie miała dużego wpływu na ich działania.

W drugiej fazie wielu przedsiębiorców i managerów zrozumiało, że jednak jest ona poważna i ograniczenia w funkcjonowaniu przedsiębiorstw pozostaną z nami na dłużej. Tym samym przyszła pora na adaptowanie się do nowych warunków. W eq system obsługujemy szerokie portfolio klientów z wielu branż, mieliśmy więc okazję zaobserwować wiele strategii działania. Widzieliśmy te najbardziej drastyczne, związane z ograniczeniem działalności i wstrzymaniem inwestycji, ale też takie, które były nastawione na dynamiczne dostosowywanie się do panujących warunków (zwiększanie udziału pracy zdalnej tam, gdzie to było możliwe, dywersyfikacja dostawców itp.). Nie brakowało także takich, których głównym celem stała się całkowita zmiana profilu produkcji w celu przestawienia jej na wytwarzanie środków niezbędnych do walki z pandemią (szczególnie w branży farmaceutycznej i tekstylnej).

Jakiś czas temu weszliśmy w fazę trzecią, którą oceniam jako fazę umiarkowanego optymizmu i powrotu do względnej normalności. Obecnie, przyglądając się sytuacji naszych klientów, mam poczucie, że w najlepszej sytuacji są ci, którzy wybrali drugą ze wspomnianych wyżej ścieżek. Firmy, które całkowicie ograniczyły działalność i wydatki, w większości bezpowrotnie straciły minione trzy miesiące i pozwoliły uciec konkurencji. Przedsiębiorstwa, które przestawiły się na produkcję środków ochronnych również nie mają aktualnie powodów do dumy – mimo początkowego deficytu takich materiałów, w krótkim czasie osiągnięta została nadpodaż, powodująca u tychże producentów znaczne problemy.

Tak więc w czasach kryzysu znów sprawdza się teoria Darwina – to nie najsilniejsi, a ci, którzy potrafili najszybciej dostosować się do zmieniających warunków, wychodzą z takich sytuacji obronną ręką, wciąż inwestując i rozwijając swoją działalność. To dobra wiadomość dla gospodarki, ale i dla mnie osobiście – jako eq system specjalizujemy się w dostarczaniu klientom rozwiązań, które pozwalają im jak najefektywniej działać w zmiennym otoczeniu. Jestem przekonany, że managerowie podążający tą ścieżką, poradzą sobie także z nadchodzącym widmem nieco opóźnionego, globalnego spowolnienia gospodarczego.

Poleć ten artykuł:

Polecamy